Dniówka: Pierwszy dzień sezonu 2020/21! Podsumowanie debiutanckich przedłużeń

4
fot. Javier Rojas / Newspix.pl

Zaczynamy nowy sezon NBA!

To będzie już 75. sezon w historii ligi, ale tak nietypowego jak ten jeszcze nie było. Co prawda już poprzedni został nagle zatrzymany i dokończony w bańce, ale jeszcze przez pierwsze miesiące i ponad 60 meczów wszystko odbywało się normalnie. Teraz od samego startu jest inaczej niż zwykle.

Rozgrywki ruszają pod koniec grudnia, kiedy normalnie zbliżaliśmy się do połowy fazy zasadniczej. Ruszają po wyjątkowo krótkim offseason dla jednych drużyn, a po aż dziewięciomiesięcznej przerwie dla innych. Dopiero co miesiąc temu odbył się draft, pozbawiając debiutantów szansy na ogranie się w Summer League. Wolni agenci od razu po podpisaniu kontraktów rozpoczęli obozy treningowe w nowych drużynach. Nie było też wiele czasu na wspólne trenowanie, bo preseason został skrócony, a teraz nieco mniejszy będzie margines błędu, ponieważ także sezon potrwa krócej.

Drużyny rozegrają po 72 mecze. Zdecydowana większość z nich odbędzie się w pustych halach, a jak już pojawią się kibice, to tylko w niewielkiej liczbie. Nie będzie dopingu i normalnej, meczowej atmosfery. Będzie za to ciągła niepewność związana z funkcjonowaniem ligi w czasie pandemii. Obawy przed bańką okazały się nieuzasadnione i NBA bardzo skutecznie się zamknęła, dzięki czemu nie było zakażeń wśród zawodników. Teraz także liga zrobi co w swojej mocy, żeby wszystko jak najsprawniej funkcjonowało i protokoły bezpieczeństwa nadal obowiązują, ale trudno tu cokolwiek przewidzieć. Zawodnicy nie będą już odizolowani i pod stałą kontrolą, drużyny będą podróżowały, więc trzeba przygotować się na pozytywne wyniki testów i nieobecności zawodników podczas co najmniej 10-dniowej kwarantanny. Oby było ich jak najmniej, ale będą problemy ze składami i osłabienia, które nie tylko przełożą się na niespodzianki w poszczególnych meczach, mogą też namieszać w układzie tabeli.

Trzeba również przygotowywać się, że nie wszystkie mecze uda się rozegrać w planowanym terminie, dlatego na razie znamy tylko kalendarz pierwszej części sezonu. Przed drugą częścią, na początku marca czeka nas All-Star Break, ale bez All-Star Weekend, który został odwołany. Będziemy wtedy szykować się na trade deadline, przesunięty na 25 marca. Faza zasadnicza zakończy się w połowie maja, ale przed playoffami obejrzymy jeszcze Play-In o ostatnie dwa miejsca w najlepszej ósemce obu konferencji. To będzie duża nowość. Co prawda podczas restartu to rozwiązanie było już sprawdzane, ale to była tylko namiastka tego, co wprowadzono na ten sezon. Mini-turniej został rozszerzony i wystąpi w nim w sumie osiem drużyn. Siódma i ósma pozycja w tabeli nawet z dużo lepszym bilansem niż kolejne zespoły nie będzie już gwarantowała playoffów. Nagle szóste miejsce bardzo zyska na znaczeniu, tak samo jak pozycje 9-10, które dadzą szansę walki o awans. Przekonamy jak do tego podejdą drużyny, ale to może przełożyć się na ciekawszą rywalizację w środku tabeli i mniej tankowania na finiszu sezonu. Playoffy wystartują 18 maja, a mistrzów poznamy najpóźniej 22 lipca, czyli na dzień przed planowanym otwarciem Igrzysk Olimpijskich.

Zobaczymy jak potoczy się ten sezon, jak na drużynach i zawodnikach odbije się ta duża różnica w długości offseason, czy będzie więcej niż wcześniej load management, jak odnajdą się debiutanci rzuceni od razu na głęboką wodę i czy Covid-19 namiesza w rozkładzie sił. Jest mnóstwo niewiadomych, ale najważniejsze, że NBA wraca i znowu będziemy mogli cieszyć się koszykówką na najwyższym poziomie. Będzie inaczej niż zwykle, ale koszykówka obroniła się w bańce i teraz nie powinno być inaczej. Na pewno jak zwykle NBA dostarczy nam mnóstwo emocji. I jak zawsze nie tylko na parkiecie, bo przecież wchodzimy w sezon czekając na transfer Jamesa Hardena.

Nasze typy na sezon 2020/21


Dziwny sezon, ale tradycyjne, dwumeczowe otwarcie. I od razu zobaczymy LeBrona Jamesa, Kevina Duranta i Stepha Curry’ego… po raz pierwszy od ponad półtora roku cała ta trójka gwiazdorów będzie w akcji jednej nocy.

Golden State @ Brooklyn 1:00

Pierwszy oficjalny wspólny występ Kevina Duranta i Kyrie’go Irvinga, a także debiut Steve’a Nasha w roli trenera. W preseason Brooklyn Nets rozegrali tylko dwa mecze, ale to wystarczyło, żeby mocno rozbudzić apetyty, bo w obu spotkaniach ich gwiazdorzy zaprezentowali się bardzo dobrze (łącznie 70 punktów i 54% z gry). KD wygląda jak dawniej, a dzisiaj jeszcze bardziej będzie miał okazję przypomnieć sobie dawne czasy, bo spotka się ze swoją byłą drużyną.

Stephen Curry także wraca po długiej przerwie i również zaprezentował się bardzo obiecująco w preseason. Średnio oddawał ponad 15 rzutów zza trzy PER-36 (trafił 39.4%). Przy okazji wspomnijmy, że Steph nie dogadał się w sprawie przedłużenia kontraktu. Na starcie obozu treningowego mówił, że rozmawia o tym i chce zostać w Golden State Warriors do końca kariery, ale ostatecznie nic nie podpisał. Curry ma jednak jeszcze dwa lata umowy, więc za rok będzie mógł wrócić do negocjacji przedłużenia.

Niestety Warriors dzisiaj nie wystąpią w pełnym składzie i zabraknie Draymonda Greena (oczywiście Klaya Thompsona tu nie liczymy). Podobno jego kontuzja stopy nie jest poważna, ale wiemy już, że opuści także świąteczny mecz. Szkoda, że nie będzie miał okazji zmierzyć się z Durantem, bo pamiętamy jak dużą historią był ich konflikt na początku ostatniego wspólnego sezonu, a do tego w minionych miesiącach Dray sporo mówił o swoim byłym koledze. Mają sobie coś do wyjaśnienia, a Green pewnie zajmowałby się pilnowaniem Duranta, więc byłoby ciekawie. Trzeba poczekać na to do połowy lutego.

Powinien za to zagrać wybrany z dwójką Jamesa Wiseman. Zakażenie koronawirusem nieco opóźniło jego dołączenie do drużyny i opuścił cały preseason, więc nie licząc treningów, pierwszy mecz sezonu będzie jego pierwszym zetknięciem z koszykówką NBA.

LA Clippers @ LA Lakers 4:00

Zawodnicy Los Angeles Lakers odbiorą swoje mistrzowskie pierścienie, ale po raz pierwszy w historii ta ceremonia odbędzie się bez udziału kibiców. Możliwe, że poczekają na swoich fanów z zawieszeniem mistrzowskiego baneru. Przynajmniej początkowo takie były plany, choć nadal nie widać perspektyw, kiedy trybuny Staples Center mogłyby się choć w części zapełnić, może to nie wydarzyć się przez cały sezon, więc może jednak baner też zawiśnie już dzisiaj.

Rok temu również w pierwszy dzień sezonu dostaliśmy pierwszą odsłonę derbów Los Angeles i wtedy wygrali Clippers. Ostatecznie obie drużyny podzieliły się zwycięstwami w czterech pojedynkach, ale to Lakers wygrali dwa ostatnie starcia, zdobyli mistrzostwo i nie przegrali też żadnego z czterech meczów preseason, których niespodziewaną gwiazdą stał się 20-letni Talen Horton-Tucker. Clippers nie dotarli do finałów Zachodu, gdzie miała się odbyć decydująca bitwa o LA. Odpadli z playoffów w kompromitującym stylu, przegrywając trzy kolejne mecze i teraz też zaliczyli trzy przedsezonowe porażki.

Montrezl Harrell przeniósł się na drugą stronę barykady i dzisiaj zagra przeciwko byłym kolegom. Tyronn Lue oficjalnie zadebiutuje jako trener Clippers i po raz pierwszy w tej roli zmierzy się z LeBronem Jamesem, z którym zdobył mistrzostwo w Cleveland.

Jeszcze przed startem sezonu Kawhi Leonard był pytany o swoją przyszłość. Powiedział wprost, że najpewniej wejdzie na rynek wolnych agentów w przyszłym roku, bo to najbardziej mu się opłaca, ale teraz koncentruje się na sezonie. Użył jednak też stwierdzenia „But that doesn’t mean I’m leaving or staying.”, co mogłoby sugerować, że jego pozostanie w Clippers nie jest przesądzone…


fot. Joe Burbank / Newspix.pl

Dzisiaj NBA wraca do gry, wczoraj natomiast zakończył się okres podpisywania przedłużeń debiutanckich kontraktów. Tuż przed deadlinem pięciu zawodników uzgodniło jeszcze warunki nowych umów i w sumie 10 graczy z pierwszej rundy draftu 2017 ma już zagwarantowane pieniądze na kolejne lata. Przypomnijmy, że czterech podpisało maksymalne przedłużenia (Jayson Tatum, Donovan Mitchell, Bam Adebayo, De’Aaron Fox), a w niedzielę Kyle Kuzma dostał od Lakers $40mln/3.

Jonathan Isaac (Magic, $80mln/4)
Markelle Fultz (Magic, $50mln/3)

Magic mocno stawiają na swoich młodych zawodników, mimo wielu znaków zapytania.

Isaac to niewątpienie wyjątkowa kombinacja talentu i niesamowitych warunków fizycznych. Już ostatnio był jednym z najlepszych defensorów ligi, dając duże nadzieje, że wyrośnie na gwiazdę i stanie się kluczową postacią ekipy z Orlando, ale najbliższy sezon opuści lecząc zerwane ACL w lewym kolanie. Co więcej, już przed zatrzymaniem sezonu miał kontuzję tego samego kolana i stracił sporo meczów, a też w swoim pierwszym sezonie niewiele grał przez kłopoty zdrowotne. Na razie jego ciało nie wytrzymuje obciążenia NBA i po czterech latach będzie miał rozegrany tylko jeden pełen sezon (2018/19, 75 meczów). Magic mogliby poczekać do przyszłego roku, żeby najpierw sprawdzić jak przebiega rehabilitacja, ale nie chcieli ryzykować, że ktoś podbije jego cenę na rynku. Bo potencjał 23-letniego Isaaca jest na tyle obiecujący, że ktoś mógłby chcieć spróbować wyciągnąć go z Orlando. Jeśli wreszcie upora się z kontuzjami, będzie grał na miarę oczekiwań i rozwinie się w ataku, ten kontrakt może dać drużynie świetną wartość. Na razie to jednak ogromna niewiadoma.

Podobnie ma się sprawa z Fultzem. Trudno przewidzieć co Magic od niego dostaną. Dopiero w zeszłym sezonie rozegrał swój pierwszy pełen sezon w NBA, po problemach jakie miał wcześniej w Filadelfii. Udowodnił, że potrafi grać i może być dobrym zawodnikiem, ale nikt już nie patrzy na niego jak na jedynkę draftu. Nie jest już materiałem na gwiazdę, nadal nie nauczył się rzucać z dystansu i jest wiele wątpliwości co do jego upside’u. Magic jednak przekonują, że są zachwyceni jego postępami i teraz pokazali to również tym kontraktem. Zabezpieczyli się jednak i ostatni rok to opcja drużyny, więc najwyżej po dwóch latach mogą się wycofać.

Warto zwrócić uwagę, że podpisanie tej dwójki może mieć wpływ dla przyszłość Evana Fourniera i Aarona Gordona w Orlando. Dodanie $34mln do salary cap na 2021/22 oznacza, że zatrzymanie Fourniera w przyszłym offseason prawdopodobnie wepchnie Magic w luxury tax, jeśli nie wykonają innych ruchów. Chcąc uniknąć takiego scenariusza i nie chcąc stracić go za nic, mogą handlować Francuzem przed trade deadline. Natomiast stawianie na Isaaca możne oznaczać, że prędzej czy później oddadzą Gordona, żeby zrobić miejsce na czwórce dla swojego młodego gwiazdora. Z tym jednak nie muszą się aż tak spieszyć, bo Gordon ma kontrakt do 2022.

OG Anunoby (Raptors, $72mln/4)

Wyścig po Giannisa został odwołany, więc Raptors już tak nie musiało zależeć na maksymalnym cap spacie i zdecydowali się nie czekać z nową umowę dla Anunoby’ego. Dzięki temu mają teraz trójkę swoich kluczowych zawodników podpisanych na kolejne lata. A jeśli chodzi o elastyczność w offseason 2021, to znacząco nie ograniczyli sobie pola manewru. Kontrakt OG został tak skonstruowany, żeby pensja w pierwszym sezonie była jak najniższa, a potem będzie otrzymywał maksymalne roczne podwyżki 8%. W sezonie 2021/22 zarobi $16.1mln. Jego cap hold wyniósłby $11.7mln, więc ostatecznie Raptors zmniejszyli swój cap space tylko o nieco ponad $4 miliony. Dla OG dużym zyskiem jest natomiast opcja zawodnika w ostatnim roku.

Derrick White (Spurs, $73mln/4)

White jest kolejnym sukcesem szkoły Spurs, bo wybrali go z przedostatnim numerem pierwszej rundy i jeszcze w pierwszym sezonie rzadko pojawiał się na parkiecie. W drugim roku stał już się ważną częścią rotacji, a potem błyszczał w playoffach. W poprzednim sezonie nie wiadomo dlaczego Gregg Popovich rzadko wstawiał go do pierwszej piątki, ale był starterem w bańce i przypomniał wtedy o swoich możliwościach. Świetnie spisywał się podczas restartu zaliczając 20.8 punktów, 4.7 zbiórek i 4.8 asyst, a do tego trafiał 3.5 trójek ze skutecznością 44%. Na koniec jednak doznał kontuzji dużego placa u stopy, musiał poddać się operacji i teraz opuści pierwsze tygodnie sezonu.

Już kilka dni temu Popovich mówił, że White jest ważnym elementem przyszłości drużyny, dlatego to przedłużenie było spodziewane. Warto jednak zwrócić uwagę, że White w tym gronie jest dość ‘stary’, bo ma 26 lat, więc w tym przypadku Spurs płacą już za okres jego prime’u.

Przypomnijmy, że rok temu przedłużyli Dejounte Murray’a ($70mln/4), ale mimo że dodali teraz umowę White’a nadal mogą mieć mnóstwo wolnych pieniędzy na zakupy w kolejnym offseason. Około $50 milionów.

Luke Kennard (Clippers, $64mln/4)

Pistons, którzy wybrali Kennarda w drafcie, nie byli zainteresowani płaceniem mu dużych pieniędzy. Nets, którzy mogli go pozyskać w wymianie, woleli rozszerzyć transfer i przejąć Landry’ego Shameta. Tymczasem Clippers wystarczyły tylko 3 mecze preseason, żeby dać mu 4-letni kontrakt. W tym kontekście bardzo ciekawe będzie jak potoczy się dalsza kariera Kennarda i kto okaże się mieć rację w ocenie jego potencjału. Umowa z Clippers co prawda nie jest w całości gwarantowana i bonusy stanowią $8mln, ale to nadal duży kredyt zaufania wobec zawodnika, który stracił większość zeszłego sezonu z powodu kontuzji kolana. Wydaje się, że rozsądniej byłoby sprawdzić go jeszcze i poczekać do offseason, dlatego to najbardziej nieoczekiwane przedłużenie. Clippers muszą bardzo lubić Kennarda i mocno wierzyć w jego zdrowie.

To już trzeci duży kontrakt, jaki podpisali Clippers w ostatnich tygodniach, po zatrzymaniu Marcusa Morrisa i przedłużeniu Paula George’a.

Spójrzmy jeszcze na zawodników, którzy nie podpisali przedłużeń i w przyszłym roku staną się zastrzeżonymi wolnymi agentami.

John Collins. Już kilka miesięcy temu mówił, że widzi siebie jako max-playera, ale Hawks aż tak wysoko go nie cenią, dlatego nie dziwi, że ostatecznie nie udało im się dojść do porozumienia. Hawks wolą sprawdzić jak odnajdzie się w tym nowym składzie i czy poprawi się w obronie. Collins liczy, że jeszcze podbije swoją wartość i za rok zgarnie maxa, kiedy na rynku dużo będzie wolnych pieniędzy, a wcale nie tak dużo gwiazdorskiego talentu. Brak przedłużenia może jednak wywołać napięcia w trakcie sezonu, jeśli Collins nie będzie zadowolony ze swojej roli i minut, obawiając się, że to może utrudnić mu walkę o nowy kontrakt. Hawks przekonują, że chcą go zatrzymać, ale zobaczymy czy będą spokojnie czekać, czy może spróbują przehandlować go przed trade deadline.

Lauri Markkanen. Kilka dni temu przekonywał, że bardzo chciałby przedłużenia, Bulls też byli tym zainteresowani, ale podobno nigdy nie było blisko porozumienia. Różnica oczekiwań Fina i tego, co byli gotowi zapłacić Bulls okazała się za duża. Markkanen musi potwierdzić swoją wartość po rozczarowującym poprzednim sezonie.

Lonzo Ball. On także musi jeszcze udowodnić na co go stać. Ostatnio miał świetny okres gry przed zatrzymaniem sezonu, ale potem fatalnie zaprezentował się w bańce. Nie wiadomo też jeszcze czy można ufać jego rzutowi, czy te 37.5% za trzy będzie w stanie utrzymać. Ale mimo braku porozumienia, nastroje w Nowym Orleanie są podobno bardzo pozytywne i obie strony chcą kontynuować współpracę w dłuższej perspektywie. Rok temu Pelicans też wstrzymali się z przedłużeniem Brandona ingrama, zapracował na maxa i teraz mu zapłacili.

Jarrett Allen. W tym przypadku brak umowy był spodziewany. Nets może byli gotowi podpisać przedłużenie, gdyby wynegocjowani bardzo korzystną cenę, ale bardziej opłaca mi się poczekać, bo teraz będą mogli wykorzystać Allena jako asset do handlowania.

Poprzedni artykułBucks ukarani utratą picku w drugiej rundzie za “aferę Bogdanovica”
Następny artykułDenver Nuggets włączyli się w rozmowy o wymianie Jamesa Hardena

4 KOMENTARZE