Dniówka: Start 22 grudnia czy 18 stycznia?

0
fot. League Pass

Jeszcze zanim wydarzył się rok 2020, w NBA pojawiły się dyskusje na temat pomysłu przesunięcia kalendarza całego sezonu, żeby zaczynać pod koniec grudnia, a finały rozgrywać w sierpniu. Zwolennicy takiego rozwiązania wskazywali, że to pomogłoby zwiększyć zainteresowanie ligą, bo na jesień konkurują z NFL, przez co pierwsza faza sezonu przechodzi nieco bez echa, a NBA mogłaby zdominować letnie miesiące, kiedy nie ma wielu innych sportowych wydarzeń…

I wtedy wydarzył się 2020. NBA nieoczekiwanie miała okazję sprawdzić jak to jest grać w okresie letnim i teraz już wszyscy marzą tylko o powrocie do terminarza październik-czerwiec. Oczywiście jest to bardzo nietypowy rok i nie jest on miarodajny, ponieważ wyjątkowo dużo sportu było granego w tegoroczne wakacje, a też był to sport przy pustych trybunach w czasie pandemii. To jednak wystarczyło, żeby skutecznie wybić NBA z głowy pomysł stałego przesuwania kalendarza. Nie chcą po raz kolejny przekonać się jak mało ludzi ogląda telewizję w okresie letnim, a już tym bardziej nie chcą żeby najważniejsze mecze playoffów kolidowały z rozgrywkami NFL. Chcą wrócić do tego, co dobrze znają i co dotychczas działało, bo biznes świetnie się kręcił. Dlatego też przybliżenie się do klasycznego terminarza już w kolejnym sezonie i powrót do normy w 2021/22 jest jednym z priorytetów przy ustalaniu grafiku na najbliższe miesiące.

Priorytetem dla ligi jest również uratowanie świątecznych meczów. Nie przez przypadek ten wcześniejszy pomysł przesunięcia sezonu zakładał start w Boże Narodzenie. To tradycyjnie jeden z najważniejszych punktów kalendarza NBA, kiedy przyciągają przed telewizory największą publiczność w trakcie fazy zasadniczej. To jest ich czas, dlatego bardzo nie chcą teraz tego stracić.

Jak duże znacznie mają te świąteczne mecze przekonaliśmy się już kiedy pojawiły się doniesienia o ogromnej różnicy w przychodach (od $500 milionów do $1 miliarda) w porównaniu ze styczniowym startem sezonu. Ale warto też przy okazji zwrócić uwagę na wyniki oglądalności w amerykańskiej telewizji.

Tegoroczne Finały zanotowały rekordowo niskie ratingi, mimo to, jak przystało na najważniejszą część rozrywek, nadal przyciągnęły największą publiczność. Cztery spotkania serii Lakers-Heat miały największą oglądalność w całym sezonie 2019/20, a pozostałe dwa także znalazły się w top-10 według danych zebranych przez HoopsHype. W tej pierwszej dziewiątce meczów z największą publicznością w amerykańskiej telewizji znajdują się także trzy mecze sezonu regularnego i – uwaga – wszystkie trzy to spotkania rozegrane 25 grudnia 2019 roku! Lakers-Clippers uplasował się na piątym miejscu, Rockets-Warriors na siódmym, a Bucks-Sixers na dziewiątym. Każdy z tych meczów oglądało sporo ponad 5 milionów amerykanów. Tymczasem jedynym nieświątecznym meczem fazy zasadniczej, który przekroczył pułap 4 milionów był pojedynek Lakers-Blazers z końca stycznia, czyli pierwszy mecz w Staples Center po tragicznej śmierci Kobiego Bryanta. W sumie tylko te cztery mecze sezonu regularnego znalazły się w top-25 najbardziej oglądanych w minionych rozgrywkach. Dodajmy jeszcze, że najchętniej oglądanym meczem w dzień Martina Luthera Kinga było spotkanie Lakers-Celtics, które znalazło się na odległym 82 miejscu.

To dobitnie pokazuje, że te świąteczne mecze są właściwie jedynymi przez całą długą fazę zasadniczą, które mają naprawdę istotne znacznie w perspektywie ogólnokrajowego zainteresowania. Właśnie dlatego partnerzy telewizyjni NBA i sponsorzy tak naciskają na władze ligi, żeby ruszyć z sezonem w grudniu. ESPN płaci ogromne pieniądze za prawa do transmisji, nic więc dziwnego, że oczekuje możliwości pokazania tych najatrakcyjniejszych meczów (TNT ma mecze otwarcia, dlatego sezon wystartowałoby przed Świętami, żeby oni też dostali swoje). Według najnowszego raportu Shamsa Charanii, w lidze obawiają się, że ich partnerzy telewizyjni mogą chcieć renegocjować umowę jeśli nie będzie świątecznych meczów. A jest się czego obawiać, bo w tych dziwnych czasach, gdy nie ma kibiców na trybunach, pieniądze od telewizji są jeszcze ważniejsze. Teraz to głównie dzięki nim NBA może funkcjonować. Natomiast z punktu widzenia ESPN czy TNT, późniejszy start sezonu to nie tylko brak świątecznych meczów, ale również przesunięcie rozgrywek do sierpnia i konkurowanie o widza z Igrzyskami, co może bardzo niekorzystnie wpłynąć na oglądalność i zmniejszyć zainteresowanie reklamodawców.

Kwestie biznesowe zdecydowanie przemawiają za proponowanym przez NBA terminem 22 grudnia, ale nadal nie ma jeszcze na to zgody zawodników. Wszystko powinno wyjaśnić się w czwartek lub piątek, kiedy Związek Zawodników planuje przeprowadzić głosowanie w tej sprawie. Według źródeł Charanii wygląda jednak na to, że gracze coraz bardziej są pogodzeni z szybszym początkiem sezonu. Michele Roberts od poniedziałku przeprowadza wirtualne spotkania z zawodnikami z wszystkich drużyn i ci, którzy brali już udział w tych rozmowach, uważają, że start 22 grudnia jest nieunikniony.

Alternatywa to 18 stycznia w MLK Day i według Shamsa tu brane pod uwagę są dwa scenariusze – 72 albo 60 meczów (wcześniej pojawiały się doniesienia o propozycji 50, ale Woj im zaprzeczał). Niezależnie jednak od tego kiedy sezon ruszy, terminarz sezonu ma uwzględniać między innymi: trzy tygodnie obozów, 3-4 mecze preseason, 25% redukcję podróży, sześć dni przerwy na All-Star Weekend (czyli jednak ma być, wcześniej podawano, że raczej z tego rezygnują) i rozegranie play-in z udziałem drużyn 7-10 w obu konferencjach.

Play-in okazało się dużym sukcesem przy okazji wznowienia sezonu, ale nie wszyscy są fanami tego rozwiązania, a w dodatku teraz miałoby to zostać rozszerzone do mini-turnieju, a nie tylko pojedynku dwóch drużyn. W związku z tym pojawiają się kolejne wątpliwości, bo nie dość, że ustawia się w gorszej sytuacji lidera konferencji, to jeszcze będzie się karać zespół z siódmego miejsca, zmuszając do dodatkowej gry o playoffy. A na przykład teraz Dallas Mavericks było znacznie bliżej do czołówki tabeli niż drużyn goniących playoffu. W tym wszystkim jednak nie chodzi o to, żeby było sprawiedliwie, tylko o to, żeby zrobić coś, co przyciągnie zainteresowanie kibiców i wykreuje dodatkowe przychody. Dlatego też potrzebne są cztery drużyny w play-in, bo to oznacza więcej meczów, a to przekłada się na więcej transmisji i pieniędzy. Proste.

Nie mogąc liczyć na pieniądze od kibiców przychodzących na mecze, NBA szuka obecnie różnych nowych sposobów dodatkowego zarobku, który pomoże zmniejszyć straty związane z pustymi trybunami. Pisze o tym John Lombardo z SportsBusiness Journal, który wymienia między innymi udostępnienie miejsca na reklamy na parkiecie za liniami końcowymi koło kosza, zmniejszenie restrykcji dotyczących reklam mocnego alkoholu, kasyn i zakładów bukmacherskich (według Wojnarowskiego to ma dać lidze dodatkowe $80-100mln), czy też umieszczenie reklam na koszulkach treningowych. Kolejnym dyskutowanym pomysłem jest dodatnie drugiego reklamowego patcha na koszulkach meczowych.

Kwestie finansowe są też oczywiście kluczowym elementem rozmów NBA i Związku Zawodników. Publicznie mówi się przede wszystkim o sporach dotyczących terminu, ale jest to tylko formą wywierania nacisku w negocjacjach dotyczących podziału pieniędzy. Na szczęście wygląda na to, że wypracowywane jest tu porozumienie. Jeszcze jakiś czas temu pojawiały się doniesienia, że NBA może zatrzymać 40% pensji zawodników w escrow (o co w tym chodzi pisałem gdy rozpoczynały się negocjacje). Według Charanii, obie strony uzgodniły już, że zatrzymywanie większych pieniędzy w escrow zostanie rozłożone na trzy lata. To pomoże załagodzić efekt kryzysu jaki odczują zawodnicy, ponieważ nie będzie to jednorazowa duża obniżka. Obecnie trwa dogadywanie szczegółów, bo zawodnicy chcą, żeby było to 15% z kontraktów, podczas gdy NBA proponuje 25%.

Zgoda ma być również co do utrzymania poziomu salary cap ($109mln) i luxury tax ($132mln) z poprzedniego sezonu. Teraz trzeba jeszcze ustalić jak to ma wyglądać w kolejnych latach, bo skoro mechanizm escrow zostanie rozciągnięty, od razu trzeba też określić jakie ma być salary cap w tym okresie. NBA chciałaby na ten czas zamrożenia obecnych poziomów, żeby nie powiększała się różnica w podziale zysków i szybkiej ją zniwelowano. Zawodnicy liczą na rosnące salary cap, mając nadzieję, że finanse ligi szybko zaczną się odbijać, jak tylko od sezonu 2021/22 NBA wróci do normalnego funkcjonowania.

Wszystko zmierza w dobrą stronę, ale poczekajmy jeszcze co zdecydują zawodnicy. Poprawić ich nastroje może fakt, że otrzymają z powrotem znaczną część z tych 25% swoich wypłat, jakie oddali w maju. Wszystko dzięki temu, że restart pomógł uratować część zysków ligi, więc straty nie były aż tak duże jak obawiano się kiedy dopiero dyskutowano o powrocie. Teraz może w mniejszej części, ale też podobnie pomóc powinno rozegranie świątecznych meczów.

Poprzedni artykułZainteresowanie Sixers Jamesem Hardenem nie maleje
Następny artykuł5 na 5: Co powinna zrobić Minnesota z #1 Draftu 2020