Pierwszy prawdziwy wolny agent

0
fot. YouTube

Pierwszy lipca 1988 roku.

Była minuta po północy czasu wschodniego, kiedy w swoim domu w Los Angeles Tom Chambers odebrał telefon. Dzwonił były gwiazdor NBA Paul Westphal, który po trzech latach trenowania na uczelni, dopiero co dołączył do Phoenix Suns jako asystent nowo zatrudnionego trenera Cottona Fitzsimmonsa. Dobrze znał się z Tomem, mieli tego samego agenta i prowadzili razem koszykarskie campy. Nie dzwonił jednak, żeby pochwalić się nową pracą, ani nie była to też tylko koleżeńska pogawędka. Westphal miał za zadanie umówić spotkanie dla swojej drużyny, na którym Suns chcieli przekonać Chambersa do podpisania z nimi kontraktu. Następnego dnia z samego rana w jego domu razem z Westphalem pojawili się coach Fitzsimmons i właściciel klubu Jerry Colangelo.

Z perspektywy czasu wygląda to jak opis jednej z wielu takich sytuacji jakie mają miejsce co roku na początku lipca, ale wtedy to nie był tylko start kolejnej wolnej agentury, to był historyczny początek pierwszej niezastrzeżonej wolnej agentury w dziejach NBA. Tom Chambers znalazł się w gronie 33 zawodników, którzy jako pierwsi mogli dowolnie wybrać sobie drużynę.

Wcześniej gracze mogli już podpisywać umowy z innymi drużynami, ale nie mogli ich swobodnie zmieniać, ponieważ to zespół zawsze kontrolował sytuację. Drużyna miała prawo zatrzymać swojego gracza, wystarczyło tylko wyrównać ofertę jaką dostał. Funkcjonowało to podobnie do obecnej zastrzeżonej wolnej agentury. W efekcie ruch na rynku był bardzo ograniczony, a zespoły miały właściwie tylko dwa sposoby, żeby pozyskać nowego zawodnika – poprzez draft albo wymianę.

To zmieniło się dopiero w 1988 roku za sprawą nowej umowy Collective Bargaining Agreement, w której zawodnicy wywalczyli sobie większe prawa i zapis o niezastrzeżonej wolnej agenturze. Była to ogromna zmiana, choć początkowo dotyczyła niewielkiej części graczy. Tyko tych z co najmniej siedmioletnim doświadczeniem, którzy mieli za sobą przynajmniej dwa kontrakty. To wystarczyło, żeby mocno zaniepokoić właścicieli. Mieli poważne obawy, że oddając kontrolę w ręce zawodników, będą oni wybierali tylko te najsilniejsze drużyny albo największe i najatrakcyjniejsze miasta jak Los Angeles czy Nowy Jork. David Stern uspokajał, że mechanizm salary cap nie pozwoli na to, żeby wolni agenci skumulowali się w kilku drużynach, a też przekonywał, że każdy zespół ma wystarczająco czasu, żeby przez pierwsze lata zadbać o to, żeby ich gracz nie chciał odchodzić.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułJohn Wall nie wróci w tym sezonie
Następny artykułGra Draftowa: Jordan w swoim prime