Dniówka: Największy upside i zagrożenie. Drużyny z Central Division

1
fot. Icon Sport / Newspix.pl

Właśnie zakończył się trzeci mecz Polaków na Mistrzostwach Świata i wchodzimy do drugiej rundy z kompletem zwycięstw. Trochę męczyliśmy się w starciu z najsłabszą drużyną naszej grupy, ale w czwartej kwarcie już wszystko było pod kontrolą i bez większych problemów pokonaliśmy Iworyjczyków 80:63. Naszym najlepszym strzelcem z 16 punktami był Adam Waczyński, który po 0/5 za trzy z Chinami, przełamał się i trafił wszystkie 3 próby zza łuku.

Dzisiaj warto jeszcze spojrzeć na Argentyna-Rosja (14:30 w TVP Sport), czyli bezpośredni pojedynek naszych kolejnych rywali. Natomiast najciekawiej zapowiadającym się meczem będzie starcie Serbii z Włochami (13:30) o pierwsze miejsce w grupie D. Obie drużyny mają na koncie dwa zwycięstwa, ale zespół Nikoli Jokica rozbił rywali pokonując ich łączną różnicą aż 105 punktów. Serbia jest jak na razie największym dominatorem, przejmując rolę, która teoretycznie powinna pełnić reprezentacja USA. Czy Danilo Gallinari i Marco Belinelli będą w stanie im się przeciwstawić?

A teraz na chwilę oderwijmy się o Mistrzostw i wrócimy do NBA, do przeglądu najwiekszych upside’ów i zagrożeń. Tym razem przyjrzymy się drużynom z Central Division.

Atlantic Division | Northwest Division

Milwaukee Bucks

Upside: Giannis Antetokounmpo. Jest aktualnym MVP, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że może być dużo lepszy. On sam już po zakończeniu sezonu ocenił, że znajduje się na poziomie 60% swojego potencjału. Ma dopiero 24 lata, cały czas pracuje nad swoim jumperem, nie będąc na razie żadnym zagrożeniem na dystansie, a też nadal zbiera doświadczenie, bo dopiero ostatnio po raz pierwszy przeszedł przez pierwszą rundę playoffów. W Finałach Wschodu dostał twardą szkołę od Kawhia Leonarda, do tego teraz na Mistrzostwach Świata Brazylijczycy pokazali, że można go ograniczyć i zatrzymać. Nie zawsze potrafi dominować. Dla Antka to tylko dodatkowe paliwo, żeby jeszcze mocniej pracować nad swoją grą. Będzie ciężko trenował, rozwijał się i w przyszłym sezonie powinien być jeszcze lepszy niż zawodnik na 28-12-6 jakim był poprzednio. Jest to przerażająca perspektywa dla reszty NBA i równocześnie ogromna szansa dla Bucks.

Zagrożenie: Brak gwiazdorskiego wsparcia dla Giannisa. Mike Budenholzer zbudował wokół Giannisa fantastyczną drużynę, wykorzystując i dostosowując możliwości składu, żeby zmaksymalizować potencjał swojego lidera. Antek dominował, Bucks wygrywali, ale w playoffach w serii z Toronto Raptors zabrakło mu wsparcia. Khris Middleton nie stanął na wysokości zadania, a Eric Bledsoe znowu zniknął. W Finałach Wschodu razem zdobywali średnio niecałe 24 punkty przy skuteczności 35% z gry. Wcześniej obaj rozegrali bardzo dobry sezon zasadniczy, Middleton był All-Starem, ale w najważniejszym momencie Bucks brakowało zawodnika, który mógłby nieco odciążyć lidera, biorąc na siebie większy ciężar zdobywania punktów. Dlatego pozostaje pytanie, czy Middletona i Bledsoe wystarczą? Czy Bucks nie będą potrzebowali kogoś lepszego, żeby Antetokounmpo mógł doprowadzić ich do mistrzostwa? W sytuacji gdy w lidze tworzą się kolejne gwiazdorskie duety, to może być ważnym elementem przy decyzji Giannisa o przedłużeniu kontraktu. Bucks jednak nie zdobędą teraz nikogo lepszego, dlatego tak bardzo potrzebują, żeby Middleton i Bledsoe potwierdzili swoją wartość w kolejnych playoffach. Zwłaszcza, że dopiero co podpisali z nimi nowe, duże kontrakty. Middleton będzie najlepiej opłacanym graczem Bucks w najbliższych dwóch sezonach.

Indiana Pacers

Upside: Breakout Mylesa Turnera. W poprzednim sezonie był liderem NBA z średnią 2.7 bloków, a Pacers mieli trzecią najlepsza obronę, ale potem nie znalazł się w All-Defensive Team, co na twitterze nazwał „rażącym brakiem szacunku”. 23-letni Turner w coraz większym stopniu potwierdza swój defensywny potencjał i po tej stronie parkietu jest już jednym z najlepszych wysokich. Co więcej, jest też środkowym, który ostatnio trafiał średnio trójkę na mecz ze skutecznością 38.8%. Tak więc jest idealnym centrem na dzisiejsze czasy. W Indianie mają też nadzieję, ze jest materiałem na gwiazdę, ale do tego musi jeszcze rozwinąć swoja grę i decyzyjność w ataku. Poprzednio był dopiero czwartym strzelcem drużyny (13.3 punktów). Jeśli stanie się zagrożeniem po dwóch stronach parkietu, może być jednym z najlepszych środkowych ligi i razem z Victorem Oladipo i Malcolmem Brogdonem stworzyć niezwykle silny trzon zespołu.

Zagrożenie: Zdrowie Victora Oladipo. Jest poza grą od końca stycznia, kiedy musiał poddać się operacji prawego kolana. Podobno rehabilitacja przebiega dobrze, zgodnie z planem, ale nadal nie wiadomo kiedy ponownie zobaczymy go na parkiecie. Prawdopodobnie w grudniu albo w styczniu, tak więc opuści początek sezonu, a może nawet pierwszą połowę. Pacers udowodnili już, że mogą wygrywać bez swojego gwiazdora i z obecnym składem też powinni sobie poradzić. Przedłużająca się nieobecność będzie utrudnieniem, ale przede wszystkim będą potrzebowali go, żeby móc powalczyć w playoffach. Oladipo zdrowego i będącego jednym z najlepszych zawodników Wschodu. Tylko czy to realne w 2019/20? To ogromna niewiadoma. Nie tylko trudno przewidzieć kiedy wróci, ale też czy zdąży odzyskać formę All-Stara. Istnieje duże ryzyko, że nie. Warto przypomnieć, że w zeszłym sezonie już od początku miał problem z kolanem i nie grał tak dobrze, jak wcześniej. Jego średnia punktów spadała do 18.8, a skuteczność z gry do 42.3% ( z 23.1 i 47.7% rok wcześniej).

Detroit Pistons

Upside: Zmotywowany Andre Drummond. Wiadomo, że potrafi dominować na tablicach i aż trzy razy w czterech ostatnich sezonach był najlepszym zbierającym NBA. Także w poprzednim sezonie, w którym zanotował również najlepsze w karierze 17.3 punktów. Ale jego cyferki często wyglądają lepiej niż jego realna wartość na parkiecie i nie robi takiej różnicy jakiej można by oczekiwać, zwłaszcza w obronie. W drugiej części poprzedniego sezonu przypomniał jednak o tym, że może robić to lepiej. Po ASW zaliczał średnie na poziomie 17-17, do tego 3.7 bloki+przechwyty, chronił obręcz na 51% i z nim na parkiecie Pistons mieli wskaźnik NetRtg 9.1 (przed ASW tylko 0.9). Pokazał, że może być prawdziwą siłą i takiego Drummonda Pistons potrzebują przez cały sezon. Zmotywowanego i zaangażowanego w grę po obu stornach parkietu. Pomóc może w tym fakt, że będzie walczył o nowy kontrakt, bo już zapowiedział, że szykuje się na wolną agenturę w przyszłe wakacje.

Zagrożenie: Zdrowie Blake’a Griffina. W zeszłym sezonie rozegrał aż 75 meczów (wcześniej przez cztery lata ani razu więcej niż 67), początkowo opuszczając tylko kilka spotkań, żeby odpocząć. Niestety ten wyjątkowo zdrowy sezon zakończył się kontuzją lewego kolana. W playoffach jeszcze wrócił, starając się pomóc drużynie, ale nie uchronił ich przed sweepem, a potem musiał poddać się operacji. Wcześniej Griffin grał świetnie, był All-Starem i ciągnął Pistons, dlatego priorytetem teraz powinna być próba utrzymania go przy zdrowiu na playoffy. Ma w tym pomóc dodanie do składu Markieffa Morrisa, bo brakowało zmiennika na czwórkę, przez co Griffin grał średnio 35 minut. Zdecydowanie za dużo. Muszą bardziej go oszczędzać i trzymać kciuki, że jego nogi, kolana, wytrzymają. Tylko czy przy jego historii kontuzji, można w ogóle stawiać na to, że Blake przejdzie przez cały sezon bez poważniejszego urazu?

Chicago Bulls

Upside: Breakout Lauriego Markkanena. Rok temu stracił nieco ponad pierwszy miesiąc rozrywek, a kiedy wrócił, potrzebował trochę czasu, żeby odzyskać formę. O swoich ogromnych możliwościach przypomniał dopiero w lutym, gdy zdobywał średnio 26.5 punktów i zbierał 12.6 piłek. Potwierdził też swój świetny rzut, drugi rok z rzędu trafiając ponad 36% trójek i pokazał, że może być liderem drużyny (Bulls byli 6-2 w meczach, w których zdobył 30 punktów). Jest materiałem na All-Stara i trzeci sezon w NBA powinien być momentem, w którym wejdzie na ten poziom. Bulls mają już coraz silniejszy skład, coraz więcej talentu i teraz potrzebują gwiazdora, który poprowadzi zespół. Zach LaVine może być ich najlepszym strzelcem, ale to Markkanen powinien być ich najlepszym graczem.

Zagrożenie: Czy Jim Boylen jest odpowiednim trenerem? W Chicago przez kilka lat twardo stawiali na Freda Hoiberga i mimo że nie pomagali mu, nie pozyskując zawodników pasujących do jego koncepcji gry, przekonywali, że to jest trener, który zbuduje przyszłość Bulls. W trakcie zeszłego sezonu wreszcie uznali, że Hoiberg jest niewypałem i przekazali pałeczkę jego asystentowi. Boylen jest zupełnie innym typem coacha, z innym podejściem, który chce rządzić twardą ręką, przez co mieliśmy duże zamieszanie gdy został nowym trenerem. Niewiele brakowało, a doszłoby do bojkotu ze strony zawodników. Z czasem jednak sytuacja się uspokoiła, a Boylen przekonał do siebie władze klubu na tyle, że nawet nie sprawdzili innych kandydatów. Teraz to w niego mocno wierzą. Ten młody zespół może potrzebuje właśnie kogoś takiego, kto wprowadzi dyscyplinę, porządek i będzie wymagał dużo pracy. Ale Boylen nie ma doświadczenia w roli head coacha, póki co drużyna pod jego wodzą nie zaczęła grać znacznie lepiej i dopiero przekonamy się, czy uda mu się poukładać zespół. Czy wyciągnie ten coraz większy potencjał. Bulls bardzo tego potrzebują, chcąc wreszcie zrobić krok na przód. Dlatego jeśli Boylen też nie wypali, będzie to dla nich oznaczało stratę cennego czasu i wydłużenie procesu przebudowy.

Cleveland Cavaliers

Upside: Młody backcourt. Mimo, że rok temu wybrali Collina Sextona, teraz w drafcie Cavs ponownie sięgnęli po guarda, stawiając talent nad potrzebami czy dopasowaniem. Sexton i Darius Garland nie wyglądają jak duet, który może się uzupełniać, ponieważ są bardzo podobnymi graczami. To scoring guards, którzy najefektywniejsi są mając piłkę w rękach (choć obaj też są zagrożeniem w catch-and-shoot), dlatego gra obok siebie będzie dla nich wyzwaniem. Przekonamy się też, czy będą w stanie kreować grę dla drużyny, a nie tylko dla siebie. Do tego problemem będzie obrona, ponieważ brakuje im centymetrów, żeby pilnować dwójek rywali. Mimo to w Cleveland widzą w nich potencjał na nową wersję duetu Lillard-McCollum. Mają czas, żeby to sprawdzić. Będą stawiać na tę dwójkę i trzymać kciuki, że nie skończy się to tak, jak eksperyment z Irvingiem i Waitersem. Niewątpliwie to dwa bardzo obiecujące talenty, Sexton ma za sobą udany rookie season i nawet jeśli razem nie będą potrafili współpracować, to Cavs potrzebują, żeby chociaż indywidualnie potwierdzili swoją wartość. Tak, żeby w przyszłości można najwyżej przehandlować jednego z nich za dobrą cenę.

Zagrożenie: Zdrowie Kevina Love’a. Nie jest on częścią planów na przyszłość Cavs, ale może pomóc ich młodym guardom swoją obecnością na parkiecie, bo zapewnia spacing, otwierając i ułatwiając grę, o czym przekonał się już Sexton. Przede wszystkim jednak Cavs potrzebują zdrowego Love’a, żeby odbudował swoją wartość, co umożliwiłoby im wytransferowanie go przed trade deadline. Jest on najlepszym assetem jaki mają do oddania, żeby zdobyć kolejnych młodych graczy czy picki, które pomogą w przebudowie. Ale Love może też stać się największą przeszkodą w ich długoterminowym planie, blokując salary cap, jeśli dalej będzie miał kłopoty z kontuzjami. W poprzednim sezonie rozegrał tylko 22 mecze. W dwóch wcześniejszych nie przekroczył poziomu 60. Ma już 31 lat i jeszcze cztery lata kontraktu.

Poprzedni artykułMiędzy Rondem a Palmą (801): A więc wojna
Następny artykułJayson Tatum doznał kontuzji kostki, opuści co najmniej dwa mecze USA

1 KOMENTARZ