Flesz: Inny rodzaj presji

9
fot. The Record

Jamal Murray tak często sprawia wrażenie kogoś zakopanego głęboko w swoich myślach. Kogoś będącego na boisku niby na wyciągnięcie ręki, zaledwie po drugiej stronie kineskopu, ale tak daleko od nas.

Dlaczego?

Było 13 sekund do końca pierwszego meczu pierwszej rundy playoffów, San Antonio Spurs prowadzili 97-96 z Denver Nuggets, kiedy Gary Harris wznowił piłkę z autu na połowie Spurs i niezatrzymywany przez nikogo wyszedł po nią Jamal Murray.

Jeden kozioł w prawo, zasłona Nikoli Jokica, drugi kozioł, Derrick White zostaje na zasłonie, trzeci kozioł, LaMarcus Aldridge spóźniony, piąty metr na wprost kosza, zatrzymanie, rzut. Bułka z masłem. Robił tak milion razy.

Po zakończeniu meczu krytycy Nuggets, którzy od miesięcy trąbią o niedoświadczeniu zespołu i że wyjdzie to w play-offach, mogli powiedzieć “a nie mówiłem”.

Kitchener, Ontario, 100 km na zachód od Toronto, do 1912 roku nazywane “Berlinem”. Duże miasto, mały park, rok 1998:

“Kiedy Jamal Murray był jeszcze niemowlęciem, jego ojciec Roger stawiał wózek obok boiska do koszykówki, żeby malutki Jamal przyswajał sobie obrazki i dźwięki gry.”

Zostańmy z wielką Jackie MacMullan i jej artykułem ze stycznia, ale przenieśmy się do 2004 roku:

“Kiedy Jamal miał 7 lat, musiał trafić 30 kolejnych rzutów wolnych każdego dnia. Roger ograniczył rzeczy, które go rozpraszały. Odłączył telewizję, zabronił korzystać z telefonu komórkowego, grać w gry wideo, czy chodzić z kolegami do centrum handlowego.

(…) Treningi Rogera były wyczerpujące, wiele z nich miało miejsce w tych mroźnych, kanadyjskich miesiącach: pompki w śniegu, bieganie kółek przed pójściem do szkoły, wbieganie bokiem czy tyłem pod górkę. Jamal oddawał rzuty tylko lewą ręką, żeby być oburęcznym koszykarzem, czy podnosił się na poprzeczce boiska szkolnego. A kiedy boisko do koszykówki pokrył lód, ROGER uczył syna kozłować na ślizgawce.”

Dziś Jamal codziennie medytuje, nauczył się uspokajać swój rytm serca do poziomu 40 uderzeń na minutę. Nic i nikt nie może mu w tej rutynie przeszkodzić. To najważniejsza część jego dnia.

To i trening.

Mike Singer we wczorajszym “Denver Post”:

“Był wczesny niedzielny poranek, Jamal Murray wreszcie wszedł do szatni. Gdy jego koledzy z drużyny byli pod prysznicem, a inni udzielali już wywiadów, Jamal był jeszcze na drugim piętrze Pepsi Center, w małej hali. Rzucał. Był z nim w hali tylko jego ojciec Roger Murray. Prawdopodobnie zbierał piłkę i dodawał mu o otuchy.

– Oddawałem te same rzuty, których nie trafiłem [Murray spudłował 16 z 24]. Zwłaszcza ten ostatni, na końcu meczu. Po prostu rzucałem. Byłem sfrustrowany”

Wiesz ile jeden, niecelny rzut potrafi zassłonić w Twoim życiu i to nawet przy Twoim, prawdopodobnie tylko amatorskim uprawianiu sportu. Jeden rzut… Mój kolega z drużyny w poprzednim sezonie spudłował spod kosza równo z syreną rzut na dogrywkę i odpadliśmy z playoffów. Do dziś mówi o tym za każdym razem, gdy po meczu idzie trzecie piwo. Ale dziś niezupełnie o tym.

Krystian, kapitan naszej drużyny, wozi swojego syna w praktycznie każdą sobotę i niedzielę po całym województwie pomorskim. Jego syn jest z tych, którzy nie tylko grają w swoim roczniku U-13, ale jest tak dobry, że gra ze starszymi U-14. Wczoraj po swoim meczu w Słupsku, młody jechał później z nami jeszcze na nasz ze Słupska do Koszalina. Swój mecz przegrał. Nie odezwał się ani w drodze do, ani w drodze z powrotem. Nie wiem czy też miał “rzut”, nie pytałem, ale pewnie musiał mieć – jest najlepszym graczem swojej drużyny. Ale to też nie o tym.

Znamy bowiem te historie ojców Sereny i Venus Williams, czy ojca Lonzo Balla. Znakomicie jest ona pokazana też w filmie “Just Charlie”, gdy młody tato po swojej, zakończonej niepowodzeniem karierze piłkarskiej, próbuje kontynuować ją poprzez swojego syna, ucząc go, motywując, ale nie widząc żadnej innej części jego życia, niż ta sportowa. Dla dorosłych mężczyzn, zwłaszcza z pokolenia naszych ojców, kontakt z synem poprzez sport bywa też czasem jedyną formą kontaktu, którą są w stanie uprawiać, ci mężczyźni, wiesz, twardzi faceci – o czym się zapomina, gdy widzi się to ograniczanie dzieciom młodości tylko w negatywnym świetle.

“Pewnego razu Jamal oddawał rzuty po koźle jeszcze długo po północy, potem oglądał wideo w pokoju wypoczynkowym dla graczy. Następnego dnia rano pracownicy sztabu Nuggets znaleźli go zwiniętego w kłębek i śpiącego na kanapie.

Innego dnia, w listopadzie, Murray został w hali do drugiej w nocy, ćwicząc rzuty za trzy. Po treningu był tak zmęczony, że kiedy tylko wrócił do domu, położył się na kanapie i zasnął. Rano przespał budzik, więc spóźnił się na rzutówkę przed meczem z Atlantą i za karę nie wyszedł w pierwszej piątce.

– Powiedziałem Jamalowi, że “Szóstka za starania, ale daj spokój! – mówi prezydent Nuggets Tim Connelly. – Rozmawiamy z Jamalem często aby nie przesadzał z ilością treningów, żeby zajął się swoim ciałem. Więcej nie zawsze przecież znaczy lepiej”

Jamal Murray tak często sprawia wrażenie kogoś zakopanego głęboko w swoich myślach. Kogoś będącego na boisku niby na wyciągnięcie ręki, zaledwie po drugiej stronie kineskopu, ale tak daleko od nas. Przyszyta mu łatka to “gracz nierówny”, “up an down”, ale jak to możliwe?! Jak to możliwe, gdy wie już się o tym jak zaczynał i ile czasu przez całe życie spędza na doskonaleniu swojej techniki? Jak to możliwe, że skoro tyle trenuje, jest tak niepewny? Mam wrażenie, że podobną kombinację introwertyzmu i nerwów widzę w grającym tu u nas w Czarnych Słupsk Wojciechu Jakubiaku, byłym kadrowiczu U-16, który na początku sezonu grał pod swoim ojcem Robertem, trenerem. Wojciech tak często sprawia wrażenie kogoś będącego bardzo daleko. Albo, z naszej bajki, widzę to samo w Austinie Riversie, kiedy ten grał pod skrzydłami Doca, czy nawet teraz. Ten sam niepokój, te same wypisane na twarzy tysiące procesów myślowych znajdujących się gdzieś głęboko, głęboko, głęboko pod twarzą. Z Jamalem Murray’em nie jest dokładnie tak samo, bo przecież ojciec nie jest jego trenerem, ale …wciąż przy nim jest.

Jest to inny rodzaj presji. Musi być… Wyobraź sobie teraz twarz Lonzo.

Nie?


O wszystkich czterech meczach z niedzieli mówimy w Palmie i zapowiadamy dwa poniedziałkowe, w tym czy i co zrobią 76ers żeby zmienić się w serii z Nets:

Między Rondem a Palmą (749): Sportowa niedziela

Poprzedni artykułMiędzy Rondem a Palmą (749): Sportowa niedziela
Następny artykułDniówka: Must-win Sixers. Roszady w biurach i na ławkach. Divac zapracował na kredyt zaufania

9 KOMENTARZE