Flesz: Houston ma switch, Rockets odzyskali wygląd kontendera

5
fot. NBA League Pass

Rockets pojechali na Wschód i zbili Celtics w Bostonie i Raptors w Toronto bardzo, bardzo, bardzo. Potraktowali oba te mecze poważnie, pozwolili topowym rywalom w ich halach na tylko 99,0 punktów, a fizyczną grą pokazali trochę miejsce w szeregu.

Team koordynowany przez Mike’a D’Antoniego i Jeffa Bzdelika ma po Weekendzie Gwiazd 3. obronę w pierwszych kwartach i nr 1 bilans w NBA. Chris Paul trafia 62% rzutów z midrange i Rockets, jak sezon temu, są aż o 17.4 punktów na 100 posiadań od rywali lepsi, kiedy na parkiecie jest sam Paul, a James Harden siedzi na ławce. Rockets wreszcie wyglądają jak zespół z poprzedniego sezonu, ale…


Nie zobaczysz w dzisiejszej NBA lepszej obrony niż to co (39-25) Houston Rockets ostatniej nocy zrobili w Toronto, wymuszając w pierwszej połowie 11 strat i zatrzymując atak zdobywający 112,2 punktów na 100 posiadań, na poziomie tylko 75,5 punktów na 100 posiadań do przerwy. Chociaż w zasadzie może topową obroną w NBA było to, co Rockets zrobili w niedzielę Celtics w pierwszej połowie meczu w Bostonie (86,5 na 100)… Daryl Morey, złapany w weekend przez Zacha Lowe’a podczas MIT Sloan, zapytany został – jeszcze przed meczem z Celtics – o obronę Rockets, za cały sezon dopiero 25. w NBA. Odpowiedział nieco wymijająco, że teamy złożone w dużej mierze z weteranów mają switch playoffowy.

Nie wiem czy Rockets będą w stanie wspiąć się do Top-11 defensyw na koniec sezonu regularnego (od 2001 nikt spoza Top-11 nie zdobył tytułu! We back with this fun silliness!), ale dziś rano wiem, że Rockets mają switch. Wiem, bo widziałem go w dwóch ostatnich meczach. (I wiem też, że atakowanie DeMarcusa Cousinsa przez rywali, o czym pisałem już po jego trzech-czterech pierwszych meczach, gdy już wtedy się to działo – i dzieje się teraz nagminnie – nie poprawi obrony Warriors, która od dwóch miesięcy praktycznie nie rusza się z 16. miejsca).

(Oto teamy, które są w Top-11: Bucks, Pacers, CELTICS, Jazz, Thunder, Grizzlies Raptors, Heat, Magic, NUGGETS, Pistons – 76ers są tuż tuż za Detroit)

Te dwa ostatnie mecze Rockets, to był inny zespół. Nie był to Hardena zespół, ale zespół z faworytem do MVP i dwoma prawie-All-Starami w osobach Paula i Capeli, z akompaniamentem odżywającego Erica Gordona i mistrza czarnego triathlonu P.J’a Tuckera. Dziś to zespół, który gra rzadziej z Hardenem wożącym piłkę, za to częściej przerzuca ją outletami do przodu i znowu dominuje rywali z CP3, kiedy Harden jest na ławce. To ostatnie przerzuca ich przez górkę i z teamu na 50+ zwycięstw czyni teamem na 60+ zwycięstw. Gdy Paula zabrakło w ostatnich meczach finałów Zachodu, nie byli w stanie dociągnąć sezonu do końca.

To, co Rockets ostatniej nocy zrobili jednak Raptors w pierwszej połowie było dziełem sztuki.

Tucker założył kurtkę Leonardowi i grał z nim fizycznie, będąc wcześniej (i będąc MOCNO) w miejscach, do których Kawhi lubi się po koźle dostawać (Kawhi po cichu bardzo nie lubi – z drugiej strony kto lubi… – być tym graczem, który jest mniej fizyczny; wchodzi mu to do głowy), Harden zamykał Pascala Siakama, Austin Rivers i wspomniany P.J. mieli cudowne przechwyty po przeczytaniu ataku Raptors – były to steale znamionujące to, że ewidentnie wiedzieli co Toronto gra; byli przygotowani i zrobili to, co wg planu powinni byli zrobić. Capela miał jedną złą pomoc, gdy niepotrzebnie doszedł do Leonarda postującego Paula (został za to opieprzony przez Hardena! To miało miejsce!), żeby potem udzielić pomocy dwukrotnie i dwa razy zrobić to spektakularnie. Naprawdę trudno obejrzeć lepszą obronę niż ten switchujący kiedy trzeba i pomagający sobie organizm, jaki zaprezentowali ostatniej nocy w pierwszej połowie w Toronto. Tym razem to nie była tylko topowa obrona na przeciw meeh ataku Celtics, który ma kłopoty ze znalezieniem regularności.


Ale w obu tych meczach mogliśmy też z łatwością zobaczyć jak Rockets nagle tracą ten switch.

Mogliśmy zobaczyć jak zaczynają bujać w obłokach, jak nagle przestają egzekwować w ataku, że wystarczy moment, żeby ludzie nie byli po tej samej stronie przed wykonaniem prostego wejścia do zagrywki.

Widzieliśmy jak nagle Harden jest w stanie przekozłować 24 sekundy i oddać kontestowany rzut, jak po drugiej stronie boiska Rockets przestają switchować i oddają punkty łatwo, nie przesuwając ciał w drugiej linii obrony. Jak tracą ten powód, ambicję i ochotę po przerwie, pozwalając Raptors i Celtics wrócić do gry lub prawie wrócić. To są tendencje, które są do naprawienia, ale są to też trochę cechy przypominające te najgorsze cechy ich najlepszego gracza. A czasem drużyny przejmują charaktery swoich najlepszych graczy (nie zawsze).

Sprowadzeni w trakcie sezonu Austin Rivers i Kenneth Faried (nie grał kontuzjowany w tych meczach) nie są Trevorem Arizą i Lukiem Mbah a Moute, ale obaj mają ten rys charakteru, by zawsze grać na 110%, zawsze stać na palcach, być uważnym i skoncentrowanym. Obaj też zawsze grają dla drużyny, co o Fariedzie wiedzieliśmy, natomiast to związane z Riversem jest tu gdzie siedzę absolutną rewelacją od czasu, gdy Rivers trafił do Houston. Austin Rivers zachowuje się tak, jakby chciał nosić torby za Geraldem Greenem i podawać ręcznik Gary’emu Clarkowi.

Rockets brakuje długości ramion w obronie na obwodzie, brakuje im możliwości użycia razem na boisku piątki z Tuckerem i Arizą, w której nie będzie Capeli lub innego centra. Brakuje im defensywnego talentu i możliwości switchowania taką niską piątką. Kiedy grają bez Capeli, bez Farieda, bez Nene, nie są w stanie bronić. A właśnie ten niski i frapujący dla rywali wygląd potrafili przyjmować choćby w drugiej części finałów Zachodu z Warriors (Tucker był specjalnym graczem na końcu tej serii).

Ten wygląd mogliby zaprezentować i w tegorocznym – i mam wrażenie, że coraz bardziej nieuniknionym – starciu z Warriors. Mogliby go pokazać, kiedy Harden i Paul wygonią DeMarcusa Cousinsa z parkietu (nieuniknione), a Warriors grali będą z Draymondem Greenem na centrze. Rockets oczywiście mogą to cały czas kontrować Capelą (i mieć przewagę w tym matchupie, dzięki Capeli przy obręczy Warriors, w obronie mogącym wciąż switchować), ale mogliby też użyć lineupu z Tuckerem na centrze – jako chwilowej przerzutki – by pograć w ataku 5-0. Nie mają jednak tego lineupu teraz w swoim składzie. Mogliby jeszcze spróbować ustawień Tucker, Green, Gordon, CP3 i Harden, ale będą one krwawić punktami w obronie superszybko. Mogliby spróbować też czegoś w rodzaju Tucker, Green, Iman Shumpert, CP3 i Harden, ale na końcu brakowało im będzie rozmiaru i długości ramion Arizy w matchupie z Durantem. Będą musieli trzymać więc Tuckera na Durancie prawie całą serię, a na Draymondzie próbowali będą kogoś schować, przy czym musi to być gracz fizyczny (może stąd pojawił się w Houston Shumpert, który jednak, podobnie jak Faried, też w Toronto i Bostonie kontuzjowany nie grał).

W tych trzech meczach w tym sezonie przeciwko Warriors – wszystkich wygranych (Curry opuścił jeden – ale nie ten gdy Harden trafił za trzy na zwycięstwo w dogrywce – i Harden opuścił ostatni, plus kilku Rockets, w tym Paul, opuściło inne) – Rockets ani razu nie mogli grać tym samym lineupem w co najmniej dwóch spotkaniach. Nie było w nich interesujących, niskich ustawień, które dawałyby ślad. Jedynym śladem było to, że Rockets pozostają w głowach Warriors i nic się w tej kwestii nie zmieniło. Mogą z nimi grać.

A jeżeli już, to takim analitycznym śladem może być odwrócenie gry i wspólne, pozytywne 23 minuty Farieda z Capelą z ostatniego meczu. Rockets trafili w tym czasie 10 z 20 trójek i zbierali blisko 30% piłek na atakowanej tablicy – dominowali w dwóch miejscach, w których w tym matchupie chcą to robić. Ale w tamtym meczu 23 lutego (bez Hardena) Faried trafił dwie trójki i jeszcze dwa rzuty spoza pola trzech sekund – Warriors to wezmą i chętnię mu na nie będą pozwalać.

Strata Arizy stała się “kozłem ofiarnym” i główną narracją początku sezonu Rockets (1-6). Ale na starcie sezonu Paul, Capela i Harden – a najbardziej ci dwaj pierwsi – grali źle. Miesiąc później Capela i Harden grali już bardzo dobrze, by zaraz zacząć grać spektakularnie, dopóki Capela nie doznał kontuzji. Harden kontynuował to w styczniu, teraz Paul wrócił po przerwie na Weekend Gwiazd niczym prawie ten sam Top-15 gracz, jakim był sezon temu i Capela też odzyskuje swój groove po powrocie. Więc wygląda na to, że Houston wróciło do nas z powrotem po blisko ośmiu miesiącach rozłąki.

Harden ma znów wokół siebie wszystkie bronie. Teraz tym co potrzebują Rockets zrobić jest to, żeby nie pozwalać sobie na przełączenie w trakcie meczu switchu na “off”. Może powinni słuchać więcej Paula, któremu lepsza forma z pewnością pomoże odzyskać głos w szatni, a może staną się wtedy na stałe tym całkiem pięknym teamem jakim naprawdę potrafią być.

Teamem, w którym Harden nie musi dominować piłki tak, że nie możesz na to patrzeć, teamem, w którym nikt nie musi być chowany w ataku czy w obronie i  przede wszystkim teamem, w którym ludzie schodzą się znów, żeby zdobyć upragniony tytuł i po drodze brać jeńców, grając nowoczesną, ale i bardzo fizyczną koszykówkę. Taką jak lubisz.

Poprzedni artykułWake-Up: Celtics zdemolowali Warriors. Rockets wygrali w Toronto. 40 punktów Conley’a
Następny artykułDniówka: Ayton wreszcie zwrócił na siebie uwagę. Gorąca seria Pistons. Najlepszy 42-latek w historii NBA

5 KOMENTARZE

  1. Odnoszę wrażenie że Harden swoimi tańcami wytrąca Rockets z rytmu w trakcie spotkań.Najlepsi są gdy wchodzą w mecz skoncentrowani i z zamysłem zespołowej koszykówki,na przełomie kwart CP3 ma swój czas bycia generałem bez Brody i śmiga to jeszcze lepiej a im dalej w las Harden wraca do ISO i zaczyna się loteria czy włoży do zamrażarki przeciwnika czy swój zespół.

    0
  2. Warriors na centra w starciu z Houston mogą jeszcze wyciągnąć Boguta. Nie wiem, w jakiej formie on jest obecnie, no ale Warriors pewnie wiedzą lepiej. I może to właśnie problemy z obroną Cousinsa i nieuniknione starcie z Capellą stały za decyzją o jego podpisaniu? Dla mnie takim X-Factorem w Houston jest jeszcze Faried. Oglądałem niedawno ostatni mecz Houston – Golden State i gość był tam niesamowity. Energetyczny, wybiegany i wyskakany, jak dosłownie kilka lat temu w Denver. A GSW nie lubią takich walczaków, widać, jak się ich trochę po naciska i zaatakuje fizycznie wciągając do ‘brudnej’ gry to różnie z tym bywa.

    0
  3. Wniosek z tego wszystkiego jest prosty-wszystko zależy od CP3.A najbardziej od tego czy się znowu nie połamie.Bo jeśli nie daj Boże to się stanie to wszystkie te rozważania będzie można rozbic o kant dupy i skupic się na szyderce z nieplayoffowego Króla.Bardzo bym chciał zobaczyć zdrowych i kompletnych Rockets naprzeciw równie zdrowych i kompletnych Warriors.

    0