Kajzerek: Czy Nick Nurse to kolejna wielka postać?

1
AP Photo

Interesujący człowiek i trener myślący własnymi kategoriami. Nick Nurse szybko zdobył serca kibiców Toronto Raptors. Jego zespół gra koncertową koszykówkę, prezentując konsekwencje w ataku i w obronie. Taki początek poważnej kariery w NBA to la vita bella. Wystarczy się nie zachłysnąć i przełamać niemoc, która w przekroju minionych lat stała się demonem Toronto. W obecnej koniunkturze Wielki Finał to jedyne rozwiązanie, jakie zespół z Kanady usatysfakcjonuje. Raptors ogląda się z nieskrywaną przyjemnością, bo to mądra, nowoczesna i zdyscyplinowana koszykówka. Okazuje się, że uwielbiany przez kibiców Raptors Dwane Casey mógł być dla Nurse’a wyłącznie hamulcowym.

Nick wygrywał na każdej scenie, teraz musi to zrobić na największej z nich. W 2006, po jedenastu latach pracy w brytyjskiej lidze, 39-letni Nurse w drodze do rodzinnego Des Moines myślał o tym, że przyszedł czas, by postarać się o więcej. 29 lat temu dołączył na ławkę Uniwersytetu Northern Iowa. Koszykówka to pasja, którą przesiąkł. Jego ojciec aktywnie rozwijał dyscyplinę w regionie i trenował lokalne drużyny. Zmarł w 2015 roku i zostawił za sobą konkretną spuściznę. Nick Nurse ma bowiem aż ośmioro rodzeństwa. Sport generalnie był częścią codzienności całej rodziny. W szkole Nick rozwijał się jako quarterback, pitcher i point-guard. Wybór koszykówki w dużej mierze był zdarzeniem losu, gdy w jednym z meczów młody Nick wykorzystał kontuzję kolegi i rzucił 27 punktów.

Następnego dnia dostał stypendium od Northern Iowa i w ten prosty sposób wybrał ścieżkę. Do tej pory powtarza, że gdyby nie tamto złamane żebro Eda Conroya, wszystko mogło wyglądać dla niego inaczej. Jako że nie był specjalnie utalentowanym koszykarzem, potrzebował planu B. Jednak zanim zrezygnował z profesjonalnego grania, chciał sprawdzić swoje szanse. W ostatnim sezonie z Panterami rzucał na prawie 50% skuteczności za trzy ustanawiając rekord swojej drużyny.

– Nie biegał zbyt szybko i nie skakał zbyt wysoko, ale od pierwszego treningu byłem w stanie zauważyć, że nie będzie popełniał wielu błędów – mówił trener Eldon Miller, który przejął uczelnię w drugim roku gry Nurse’a. – Był naturalnym liderem. Wszyscy zawodnicy mieli do niego wiele szacunku. Potrafił z dużą łatwością kierować grą na parkiecie. […] Przez prawie 50 lat pracy na ławce, było tylko kilku, którzy wyróżniali się taką pasją. Już wtedy wiedziałem, że Nick zostanie trenerem – dodaje.

Prawdę mówiąc miał zostać księgowym. Szczęśliwie bardzo szybko upomniała się o niego alma-mater szukająca asystenta na ławkę Eda Millera. Rok później jedna z brazylijskich drużyn zaproponowała mu kontrakt, ale umowa okazała się niepoważna i sprawa szybko została zamieciona pod dywan. Była także propozycja z Japonii, gdzie szukali połączenia księgowego z koszykarzem, co wydawałoby się idealnym rozwiązaniem dla przyszłości Nurse’a. Ostatecznie najbardziej przemawiająca do jego serca oferta przyszła z Wielkiej Brytanii, gdzie Nurse miał zarówno grać, jak i trenować w drużynie BBL – Derby Stormy. Miał 23 lata – nie do końca świadomy tego, na co się pisze. Największym wyzwaniem była sama liga, pracująca na zupełnie innych standardach, które Nurse musiał obrócić na własną korzyść albo po prostu… zmienić.

Szybko się okazało, że nie dostanie do pomocy generalnego menedżera lub choć jednego skauta. Graczy gotowych podpisać kontrakt i pomóc wyszukiwał sam. Z każdym rokiem zdobywał przy tym coraz więcej doświadczenia. Przestał grać i skupił się wyłącznie na budowaniu struktur i rozwijaniu drużyny. W przekroju kolejnych 11 lat prowadził pięć zespołów brytyjskiej ligi, która nigdy nie uchodziła za szczególnie konkurencyjną. Siłą rzeczy więc nie mógł liczyć na to, iż będzie to mocny wpis w jego dorobku. Szczęśliwie zdał sobie z tego sprawę zanim było za późno. Ciekawostka: w sezonie 1999/2000 wygrał mistrzostwo z Manchesterem Giants, a w jego drużynie grał Phil Handy – obecnie asystent w sztabie Raptors. Dwukrotnie Nurse był wybierany najlepszym trenerem ligi.

– W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, jak mam wrócić do Stanów. Bez względu na to, jak często wygrywałem w Anglii, nikt nie zwracał na to uwagi – wspomina Nurse.

Zaczął podróżować po Stanach i Europie zgłaszając gotowość do pomocy w przeróżnych inicjatywach organizowanych przez NBA, FIBĘ, czy Euroligę. W ten sposó budował relację i krok po kroku zbliżał się do swojej szansy. To proces, który może cię doprowadzić do wielu kryzysowych momentów, Nurse’a doprowadził do 2006 i powrotu do domu, gdzie celem stało się wykorzystanie potencjału D-League. Zaplecze najlepszej ligi świata miało mu zapewnić platformę, dzięki której potwierdzi ambicje i umiejętności. Wykonał dziesiątki telefonów do ludzi związanych z drużynami zgłaszając swoje nazwisko. Mimo CV bogatego w zwycięstwa, zainteresowanie było rozczarowujące.

– Nikt nie chciał mnie zatrudnić nawet w roli asystenta. Wiedziałem jednak, że D-League to odpowiednia droga – wspomina.

Wiedział też, że D-League szuka nowych przestrzeni. Phil Evans – prezes spiżarni NBA wysłuchał pomysłu Nurse’a i zgodził się, że Des Moines to świetne miejsce na kolejną drużynę. Z pomocą Nick zwrócił się do Jerry’ego Crawforda – prawnika i lobbysty partii Demokratów. Rok później Iowa Energy rozpoczynało swój pierwszy sezon w Wells Fargo Arena, z Nickem Nursem w roli head-coacha. Po sześciu latach pracy w D-League był jedynym trenerem, któremu udało się zdobyć mistrzostwo z dwoma drużynami (Iowa Energy i Rio Grande Valleys). W 2011 został wybrany najlepszym szkoleniowcem i wskoczył na drugie miejsce wśród trenerów z największą liczbą zwycięstw. Wcześniej ignorowany przez NBA sprawił, że liga sama zaczęła się o niego upominać.

Jak wiele potrzeba pewności siebie? Jak wiele samozaparcia i odwagi, by przez tyle lat kontynuować walkę o swoją karierę, nawet w momentach, w których wiele wskazywało na to, że bez odrobiny szczęścia – tak jak wtedy, gdy zastąpił kontuzjowanego kolegę – po prostu nic się Nurse’owi nie uda. Bardzo łatwo znaleźć powody do kibicowania przykładowi takiej determinacji.

***

W pierwszym sezonie w Toronto ma dostarczyć finał. Poprzeczka nie mogła być zawieszona wyżej. W ostatnich latach podobnego osiągnięcia domagano się jedynie od Steve’a Kerra i Tyronna Lue. Jednak ta dwójka rozpoczynała pracę będąc częścią swojego środowiska od paru dekad. Dla Nurse’a sezon 2018/2019 to wprowadzenie, a margines błędu jest wyjątkowo mały. W każdej z piętnastu drużyn, dla których pracował musiał radzić sobie z innymi warunkami i niemal za każdym razem znajdował rozwiązanie, które ustawiało jego zespół na drodze do sukcesu.

W roli asystenta Dwane Caseya spędził pięć lat. Tym razem oczekiwał na telefon, sam niczego nie forsował. Zaraz po rozmowie z Masai Ujirim – generalnym menadżerem Raptors, Nurse poinformował swoją żonę. Powiedział wyłącznie jej, po czym wsiadł na rower i po piętnastu minutach był w ośrodku treningowym zespołu. Gdy ponownie spojrzał na telefon, miał 259 wiadomości. Poszukiwania nowego head-coacha trwały ponad miesiąc. Zespół brał pod uwagę siedmiu kandydatów.

– Przez ostatnie pięć lat około tysiąc osób zaczepiało mnie i mówiło, że pewnego dnia będę pierwszym trenerem – wspomina Nurse. – Nagle jednak kolejne tysiąc było zdziwione, że faktycznie powierzyli mi stanowisko – dodaje.

Jest jedynym trenerem w stawce NBA, który był szkoleniowcem w NCAA, G-League i za oceanem. Wszędzie jego naczelną przewagą nad kolegami po fachu był sposób, w jaki zdobywał serca swoich zawodników. I nie robił tego przez włażenie komukolwiek w tyłek. Wielu stawiał w niekomfortowej i nowej dla nich pozycji, co sprawiało, że sami musieli się przekonać o tym, czy dadzą radę. Wielu z nich po czasie spędzonym z Nursem podpisywało lukratywny kontrakt w NBA lub za oceanem, co jest bardzo solidnym świadectwem pracy szkoleniowca. Po drodze stał się ofensywnym guru, mając w jednym palcu wszystkie trendy. Teraz stara się odcisnąć na NBA własne piętno, chce być twórczy, nie odtwórczy.

– Niektóre pomysły musiałem sprzedawać entuzjastycznie z uśmiechem na twarzy, bo sam nie wiedziałem, czy dadzą nam cokolwiek dobrego – wspomina Nurse. – Po prostu coś robiliśmy i sprawdzaliśmy czy działa. Jeśli nie, to zwyczajnie wyrzucaliśmy to do kosza. Ale co jeśli znajdziemy coś, co naprawdę dobrze funkcjonuje i zapewnia nam konkretną wartość? Co jeśli będziemy mieli coś, czego do tej pory nie miał nikt? Ludzie się boją, bo spodziewają się linczu, jeśli coś nie zadziała. Gra ewoluuje szybko, więc musisz szukać nowych dróg – oto Nick Nurse.

Poprzedni artykułDniówka: Co słychać u debiutantów?
Następny artykułJimmer Fredette celuje w powrót do NBA