Wake-Up: 48 punktów Murray’a. Game-winner Fourniera. Kontuzja Westbrooka

19
fot. AP Photo

Golden State Warriors i Toronto Raptors są pierwszymi drużynami, które w tym sezonie zanotowały już swoje dziesiąte zwycięstwo. Tylko jedną porażkę nadal mają również Denver Nuggets, tymczasem niepokonani na samym starcie New Orleans Pelicans i Detroit Pistons nie mogą teraz przerwać serii porażek.

9 meczów rozegrano minionej nocy, z czego dwa zostały przedłużone o dogrywkę. Jamal Murray i Zach LaVine pobili swojego rekordy strzeleckie. Evan Fournier trafił buzzer-beatera na zwycięstwo. Marcin Gortat znowu nie pojawił się na parkiecie. Russell Westbrook doznał groźnie wyglądającej kontuzji kostki.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułJeff Bzdelik wraca z emerytury, pomoże Rockets z defensywą
Następny artykułFlesz: Pokaż mi WIĘCEJ

19 KOMENTARZE

  1. Więcej w tym sezonie oglądam Nuggets i całkiem spoko mają ekipę komentatorów. Z jednej strony „2 points for the good guys”, a z drugiej potrafią docenić grę przeciwnika. Atmosfera przy mikrofonie też spoko.

    Dobry mecz. Szkoda Hayworda, na razie wygląda bardzo kiepsko.

    0
  2. dla mnie ten rzut Fourniera to kreatywne puszczanie zegara przez ekipę w hali, koles dostał piłkę, pokręcił się po boisku a potem jeszcze miał czas aby oddać rzut, wcale nie w stylu Currego, tylko piłeczka była na palcach szalenie długo.
    Kontynuując narzekanie – jak widze że takie typki jak Murray rzucają 48, to zastanawiam się ile by rzucił taki GOAT lub Kareem przy obecnych przepisach w obronie. Literalnie jest MC Hammer all the time na boisku, co budzi we mnie juz nawet nie tyle wstręt do NBA (bo przecież czytam i komentuję), ale brak zachwytu nad boxscorami (wow, 55 pkt, 20 zbiorek, pierwszy koles od 1956 roku ktory zrobil to w 2 kwarty, wow, wow), ostatnia część duszy dziecka umiera w tym sezonie we mnie.
    Dobra, a teraz kawa i ciągnąć wózek z piachem w robocie.

    0
    • Popieram tylko ja już zaczynam wyłączać coraz więcej meczy w trakcie, ponieważ nie mogę tego oglądać. Nudzi mnie to po prostu, bieganie od jednej strony w drugą. Choćby mecz Pelicans – Kings, nie widze w tym nic pięknego i ciekawego.
      Faktycznie obecnie “jarał bym się” 70 punktami lub wyżej. 50 przy ponad 20 próbach za 3 już nie grzeje.

      0
      • Jestem za krótki merytorycznie aby wypowiadać się w temacie zaawansowanych statystyk, jedynie jako kanapowy kibic mogę w stanie powiedziec że koszykowka z lat 80tych również mnie nie urzeka :).
        Należę do tych czytelników, którzy narzekają, że najlepiej było w latach 90tych, masowanie pod koszem, MJ is the GOAT, trójki niszczą grę, obecni gracze są soft itd – a równoczesnie dalej interesuję się tym sportem. Po prostu uważam, że nastąpiło pewnego rodzaju przegięcie i ten sezon jest tego przykładem

        0
        • Teraz rzucają trójki zamiast długich dwójek i drużyny wystawiają czterech albo pięciu graczy rzucających z dystansu zamiast trzech graczy bez rzutu. Ja bym raczej się zastanowił jak “soft” byli gracze w latach 80-90, że oddawali tyle pkt w obronie nie musząc bronić trójek.

          0
          • To się nie zastanawiaj i szybciutko leć zobaczyć jakikolwiek mecz z lat 90 bo z tych głupot które piszesz wynika że nie widziałeś żadnego. I nie zestawiaj lat 80 z 90 bo nie licząc końcówki 88-89 to była inna gra.

            0
          • Oglądałem niedawno wszystkie finały konferencji i finały z lat 80-90. Masa izolacji, stania w miejscu i ceglenia z półdystansu, drużyny grające dwoma-trzema graczami bez rzutu. Na pewno oglądałeś te mecze niedawno a nie 15 lat temu? Chyba że w PO ta gra tak wyglądała, a w RS była piękna koszykówka z twardą grą po obu stronach parkietu

            0
          • O zobacz a ja myślałem że my o byciu soft czyli o obronie rozmawiamy a ta choćby ze względu na przepisy wymusza bycie soft w tej NBA. A Hunter o ofensywie. Z NBA w różnych okresach jest tak jak z filmami. Zależy od czego zaczynasz. Jeśli siła rzeczy, z racji metryki np. zaczynasz oglądanie filmów od Avengers Invinity War, to nie dziwne że Siódma Pieczęć wydaje Ci się wizualnie nieinteresujaca. Ale później czas mija szukasz więcej treści kosztem opakowania bo jest tego po prostu za dużo mózg odbiera tyle bodźców że niewiele z nich do Ciebie dociera i jest to puste w środku coraz większy produkt i okazuje ze się Siódma Pieczęć mimo ascetycznego wyglądu i wiekowości swej to mega film. Żeby nie było lubię sobie obejrzeć i to i to, nie wartościuje bo wyznaje zasadę że klucz to zdrowy balans. Reasumując nie dziwię się że zaczynając od tej NBA tamta nie wydaje się taka interesująca. Nie sztuka obejrzeć sobie finały NBA nie widzac drogi do tych finałów i walki. Nie Podobały Ci się np. pojedynki Bulls Sonics czy Bulls Jazz? Prawie każdy mecz Bulls Jordana i Knicks Ewinga to była taka wojna że nie doświadczysz jej w tej NBA. Do dzisiaj pamiętam mecz w 97 w sezonie regularnym Bulls i Lakers z Shaqiem Eddiem Jonesem Nickiem Van Exellem młodym Bryantem który zresztą Bulls chyba przegrali. To bylo święto. Pozdrawiam serdecznie.

            0
  3. Skąd się wzięła ta zasada, że przy korzystnym wyniku trzeba dokozłować piłkę, a jakakolwiek próba rzutu to “bullshit move”? Strasznie głupie to jest. Mecz trwa 48 min to grasz 48 min. Wydaje mi się, że właśnie takie kozłowanie w miejscu do końcowej syreny jest jeszcze bardziej uwłaczające. Analogiczna sytuacja w piłce nożnej – drużyna X zdobywa bramkę na 5:0 w 85 min i ma jechać do końcowego gwizdka starając się ten wynik poprawić. Człapanie i klepanie w okolicy środka boiska czekając na koniec meczu to, według mnie, spory brak szacunku do drużyny, która przegrywa.

    0
    • Zasada stara jak koszykówka albo przynajmniej jak ja :-) Właśnie w ostatnich sekundach nie ciepie się ku chwale własnych już napakowanych statystyk z szacunku do rywala. Prowadzisz już 20, to dodatkowe 3 pkt w twarz pokonanego w ostatnich 5 sekundach nic już nie zmieniają.

      0
      • I właśnie z tym się nie zgadzam, ale to chyba kwestia podejścia. Twoje jest bardziej klasyczne, ja oglądam NBA dopiero 7 lat :) Patrzę na tę sytuację z perspektywy drużyny, która przegrywa i jeśli byłbym w takiej drużynie o wiele bardziej wolałbym aby przeciwnik cisnął mnie do końca.

        0
        • Nie, to jest wyrażenie szacunku dla przegranych. I jest to obecne w całym amerykańskim sporcie. Taki rzut Murraya oznacza teoretycznie “nie szanuję Was”, stąd reakcja Kyriego, raczej nie Celtów, którzy generalnie przyjęli to z politowaniem – przeciętniak rzucił 48 niech pacnie na 50. Tylko chyba Kyriemu zwarło styki. Kiedyś było wiadomo, że np. ci Pistons nie lubią i nie szanują tych Bulls i będą grali do końca aby im to pokazać. Teraz raczej nie ma ostentacyjnego braku szacunku.

          0