Flesz: Nawet jeśli coraz rzadziej wynoszą gościa z drzwiami

10
fot. AP Photo

Byłem zdumiony, gdy Zach Lowe kilkukrotnie podkreślił, że to co dzieje się na samych boiskach NBA stanowi dla kibiców coraz mniejszy kawałek tortu.

Choć fakt, że dziś już nikt nikogo nie zatrudnia za samo pisanie o koszykówce.

Przecież zdobywanie punktów – punkty, punkty, punkty! – i unifikacja stylu gry w NBA mają nas wszystkich zbawić i uszczęśliwić. 140:135 ma sprawić, że zapomnimy o tym, że trzeci rok z rzędu wiemy kto wygra.

Sport coraz bardziej miękki. Dewiza obrony Rockets “Talk It. Touch It. Switch It. Grab It” przestaje mieć sens. Nie dlatego, że Rockets niespodziewanie stracili przed sezonem swojego kluczowego defensywnego koordynatora – i mogą przez to powiększyć swoje mikrostraty do Warriors – ale dlatego, że nie można już dotykać gościa uciekającego po piłkę czy rolującego do kosza.

Nasz sport znów stał się bardziej miękki. Lojalność jest dziś żartem większym niż Raptors w playoffach, a biedne, nieszczęśliwe, zarabiające po 20-30 mln dolarów rocznie gwiazdy możesz tylko poklepać po plecach, dać chusteczkę, przytulić, wytrzeć łzę, gdy na rok przed końcem kontraktu chcą opuścić Cleveland, San Antonio czy Minneapolis. Nie ma już prawdziwych mężczyzn. Ludzie zmieniają zdanie jakby unosił ich wiatr.

Nasz sport znowu stał się bardziej miękki. Zawiodłeś w playoffach? Nie martw się. To dlatego, że grałeś za dużo minut w sezonie regularnym.

Social media pozwoliło wszystkim mieć zdanie. Kieszonkowi GM’owie ustalają kto wygrał wymianę, jednocześnie nie mając większego pojęcia “Dlaczego?”. Ze statystyk nadal nie dowiesz się więcej niż “co”, a ludzi, którzy używają w League Passie “10 sekund wstecz” zatrudniają już tylko kluby. “Sources”, “rumors”… Nawet wideoklipy w social media mają już napisy. I w dodatku P.J. Tucker nie może już trzymać lewej ręki na Klay’u Thompsonie?!!!

Przygotuj się na początku sezonu na bycie bardzo poważnie skonfundowanym dlaczego mecz, który oglądasz został właśnie przerwany.

Sędziowie, jak w preseason, gwizdali będą dużo więcej kontaktu bez piłki. Zobaczymy jak długo przy tym zostaną – od gwizdania kroków w poprzednim sezonie przecież stopniowo odchodzili. Na pewno będą jednak gwizdać, dopóki koszykarze trochę się nie nauczą.

Ale to, co przedstawiam jako miękkie, stanowić ma też odpowiedź na czarną chmurę, która zawisła nad NBA w kluczowym momencie poprzedniego sezonu. Nie dla wszystkich, ale dla wielu, na pewno, koszykówka pick-and-roll roztrzaskała się nagle o zmiany krycia i izolacje. Seria Warriors-Rockets od meczu nr 2 zaczęła (niektórych) nudzić.

Albo powiesz, że Enes Kanter ma rację i Adam Silver faktycznie po ciemku, w łóżku zakłada koszulkę Warriors.

Jak Rockets mają bronić Warriors, kiedy nie mogą ich nawet dotknąć?!

Pamiętam, dziesięć lat temu kluczowym “ale” odżegnującym zawodnika od żądania wymiany był strach przed krytyką publiczną. Dziesięć lat później zachodnia cywilizacja znalazła się w tym punkcie swojej historii, w którym ważniejsze znaczenie od prawdy mają złośliwość i kąśliwa opinia jako reakcje na cokolwiek.

Zawodnicy mogą czuć się bezkarni i nawet niespełna rok po odejściu od być może najlepszego koszykarza w historii gry, wydają kasowe filmy dla dzieci.

Bo my, szanujemy przecież wszystko, drugiego człowieka, jego zdanie i prawo do wolności.

Najpierw Kyrie Irving, potem Kawhi Leonard, teraz Jimmy Butler, a za nim pójdą Anthony Davis, Giannis Antetokounmpo i jeśli coś faktycznie ma wrócić do stanu sprzed dziesięciu lat, to głównie wróci to, że małe rynki znowu nie będą miały sensu. Ligę można będzie ograniczyć do pięciu-sześciu większych miast.

Czymś co na końcu mnie przy tym wszystkim trzyma jest to, że właśnie w naszej nieanonimowej, pełnej charakterów i życiowych zdarzeń lidze – nieporównywalnej przez swoją otwartość względem fanów z ŻADNĄ inną na świecie – znajduję bardzo łatwo odbicie współczesnych czasów. Dyskutujemy o decyzjach ludzi, ich historiach, i jesteśmy w stanie przełożyć ich życia na nasze. Znaleźć postać, przybliżyć się do niej, kibicować jej, jak np ja przez trzy dni sierpnia Kawhi’owi Leonardowi, gdy rzucałem Twitter.

Drugą rzeczą jest wrażenie coraz większej nieprzewidywalności, które towarzyszy lidze. To właśnie można rozumieć jako sukces Adama Silvera. To, że dziś NBA trwa przez 365 dni, co znakomicie wpasowuje się w obecny “świat”.

Trzecią rzeczą jest to, że choć są pewne trendy, o które mniej lub bardziej się obawiam, to atletycznie i technicznie ten sport nie stał nigdy na tak wysokim poziomie. Nie ma  tutaj żadnej dyskusji.

Być może już więc za rok będziemy zaczynać sezon, w którym realne szanse na tytuł będą mieli Utah Jazz i jeszcze sześć innych drużyn. Mam przeczucie, że jesteśmy tego stanu bliżej niż dalej.

Być może za zmianami krycia, które natrętnie wracają koszykówkę do gry jeden na jeden, przyjdzie coś nowego – odpowiedź ataku. Jaka to będzie odpowiedź? Nie wiem. Ale na pewno przyjdzie. Zwykle to wszystko przecież idzie w cyklach: Thibodeau znajduje rozwiązanie na spread pick-and-roll Suns, Spurs znajdują rozwiązanie na obronę Heat, a obrona Rockets prawie znajduje je na Warriors.

Nie do przewidzenia staje się to, w którą stronę pójdzie ten sport na boisku, co stanie się rozwiązaniem na zmiany krycia, to kto poza boiskiem nagle wyjawi o sobie coś zupełnie niesłychanego – bo w tych czasach na szczęście może – kto sensacyjnie zażąda wymiany, kto zostanie przehandlowany albo który słaby zespół nagłym trafieniem 25 trójek przypadkowo pokona Warriors na ich parkiecie.

Jest taki moment w życiu, w którym chcesz, żeby wszystko układało się po Twojej myśli, żeby działo się właśnie tak jak przewidywałeś. I nagle przychodzi czas, że masz trochę dosyć tego, że wszystko jesteś w stanie przewidzieć, że powoli nic Cię już nie zaskoczy. Chcesz wreszcie, bardzo chcesz, stracić kontrolę. Żeby zaskoczyło, zagryzło, poniosło.

I to jest właśnie to, co coraz częściej ja otrzymuję od NBA, nawet jeśli coraz rzadziej wynoszą gościa z drzwiami.

Poprzedni artykułWizards ograniczyli koszty oddając zawieszonego Jodie’go Meeksa do Bucks
Następny artykułDniówka: Sezon NBA 2018/19… czas start!

10 KOMENTARZE

  1. Dziś gadałem z kumplem przez telefon, fanem NBA z innego miasta. Dzięki NBA zostaliśmy przyjaciółmi i mamy ze sobą super kontakt już od 8 lat… Jednak dziś podczas rozmowy powiedziałem, że ten start sezonu nie cieszy mnie jak dawniej…ze tak na prawdę super się nie stęskniłem… A wszystko dlatego, że nam mistrza już teraz… Wiadomo, że za chwilę się to rozkręci i poniesie nas kilkanaście różnych wątków… Jednak żeby to znowu miało smak i emocje, musi wydarzyć się jedna rzecz po tym sezonie… DURANT dla dobra NBA musi odejść!

    0