Warto zabrać dzieci na Mecz Gortata

2
fot. WOJCIECH FIGURSKI / 058sport.pl / Newspix.pl
fot. WOJCIECH FIGURSKI / 058sport.pl / Newspix.pl

Byłem w sobotę na Wielkim Meczu Marcina Gortata.

Wygrała drużyna Wojska Polskiego i to był blowout, co oczywiście nie ma znaczenia, bo przecież nie chodziło o wynik. Choć nie dla moich synów (4 i 6 lat, najmłodszy na razie został z babcią, może za rok go weźmiemy). Oni jeszcze są na tym etapie, że wynik zawsze jest ważny i jeśli jest mecz, angażują się w kibicowanie swojej drużynie.

Dlatego od samego startu emocjonowali się każdym celnym rzutem Gortat Team i co chwilę sprawdzali tablicę wyników, a potem byli trochę rozczarowani, że przewaga rywali się powiększa. Pod koniec jednak nawet oni zapomnieli o wyniku i po prostu wciągnęli się w samo widowisko. Bo przede wszystkim chodziło tu o zabawę i show, a działo się naprawdę dużo.

Jeśli zastanawiałeś się czy warto zabrać dzieciaki na ten mecz, polecam. To bardzo dobry pomysł na spędzenie czasu z rodziną i dużo osób wybrało taką rozrywkę, wypełniając Atlas Arenę. Ja już rok temu postanowiłem, że muszą wreszcie zabrać synów, żeby mogli zobaczyć naszego człowieka z NBA, o którym im tyle opowiadam. Chciałem, żeby im się spodobało, dlatego miałem duże oczekiwania i się nie zawiodłem. Było super. Moi synowie byli bardzo zadowoleni, żonie też się podobało, czego chcieć więcej? Zupełnie co innego niż wypad do nadmorskiego western parku, który z zewnątrz wygląda bardzo obiecująco, ale potem jak podjedziesz bliżej, widzisz jak wszystko jest tandetnie wykończone. Dzieciaki i tak dobrze się bawiły, ale jako rodzic zastawiasz się tylko czy to na pewno bezpieczne, czy zaraz się nie rozpadanie i jak najszybciej chcesz stamtąd uciekać. A potem z ulgą przytakujesz jak dzieci opowiadają jak było fajnie. Na pewno tam nie wrócisz.

Wielki Mecz to natomiast dobra rozrywka dla rodziców i dzieci. Widowisko przygotowane na wysokim poziomie i do tego z koszykówką w tle. Po ostatnim miesiącu spędzonym na oglądaniu mundialu, dobrze było przypomnieć dzieciom, że nie tylko jest piłka nożna. Ale oczywiście mój nastraszy syn najbardziej był podekscytowany obecnością Łukasza Fabiańskiego. Młodszy patrzył na Radwańskie, bo od jakiegoś czasu wkręcił sobie, że najbardziej lubi tenis i było wow, kiedy wyszły z rakietami na parkiet. Były akcenty z wszystkich reprezentowanych przez uczestników dyscyplin, co też było fajne. I był też pokaz wsadów w wykonaniu Piotra Grabowskiego, podczas którego nie tylko dzieciaki mogły wyskoczyć z krzeseł. Jedyne co nie podobało się moim synom to to, że nie złapali żadnej koszulki ani piłki. Trzeba przyznać, że dużo leciało ich w stronę trybun, niestety do nas nic nie trafiło.

Jeśli chodzi o koszykówkę, to było to to czego można spodziewać się po meczu z udziałem celebrytów. Nie przyszliśmy oglądać koszykówki na wysokim poziomie, tylko zabawy z piłką na parkiecie. Wojsko Polskie miało kilka naprawdę ładnych zagrań. W drużynie Gortata najbardziej wyróżniał się Fabiański. Hustle i gra po obu stronach parkietu, widać było, że wie o co chodzi. On chyba rzeczywiście chciał sobie pograć, ale jeśli chodzi o poziom rywalizacji to wydaje mi się, że największym problemem była obecność pań na boisku. I nie jest to żaden zarzut wobec kobiet, ale ich kolegów. Dawali im fory i bardzo starali się grać na nie, przez co siostry Radwańskie były nieefektywnymi volume shooterkami. Liszowska przypominała Borisa Diaw.

Było super, ale… też muszę się do czegoś przyczepić, bo w tym meczu Gortata zabrakło mi Gortata. Dobrze prezentował się w stroju Clippers i rozumiem, że chciał być gościnny, dlatego oddawał piłkę swoim kolegom i koleżankom, ale chociaż kilka akcji mogli na niego zagrać. W końcu przyszliśmy na mecz Gortata, to on był tu największą gwiazdą, synowie cieszyli się, że widzą na żywo Polka z NBA i chciałem, żeby też zobaczyli jak kończy akcje, robi jakiś wsad. Niestety tego się nie doczekaliśmy i chyba nawet nie oddał żadnego rzutu. Szkoda, tego mi bardzo brakowało. Ale też nie wiem czy moi synowie w ogóle zwrócili na to uwagę. Byli tak pod wrażeniem tego wszystkiego. Wystarczyło, że był Gortat.

Najwięcej w jego wykonaniu było outlet passów, ponieważ grali cherry-picking i któraś z pań pozostawała pod koszem, żeby zdobywać łatwe punkty. Nie do końca to jednak działało, bo było trochę problemów z łapaniem tych dalekich i mocnych podań. Ale jeśli za rok Gortat będzie miał kłopot ze znalezieniem nowego kontraktu w NBA, niedaleko od LA jest klub, którego właściciel kiedyś bardzo chciał grać obronę 4-na-5, więc trenowanie cherry-picking może pomóc w ewentualnych rozmowach z Sacramento Kings.

Na koniec trzeba jeszcze raz podkreślić, że organizacja tego typu imprezy to naprawdę kawał świetnej roboty. I świetna promocja koszykówki, za którą może tylko dziękować Gortatowi.

Poprzedni artykułFlesz: Najgorsze kontrakty Free Agency 2018
Następny artykułDniówka: Kings wreszcie coś zrobili i podebrali naśladowców DeAndre Jordana

2 KOMENTARZE

  1. “(4 i 6 lat, najsłodszy na razie został z babcią, może za rok go weźmiemy)”

    Najmłodszy = najsłodszy ❤

    “nieafektywnymi volume shooterkami. Liszowska przypominała Borisa Diaw.”

    Nieafektywny, czy nieemocjonalny, niezwiązany z uczuciami. Jak Boris, prawie się zgadza ?

    Jak Adam pisze o rodzinie, to nawet literówki są urocze!

    A mecz potwierdzam, warto (raz) się wybrać. Dobra zabawa dla całej rodziny.

    0