Flesz: Golden State Cleveland 3-0

37
fot. NBA League Pass
fot. NBA League Pass

Finały NBA 2018
Golden State Warriors, Cleveland Cavaliers 3-0
Mecz nr 1: 124:114
Mecz nr 2: 122:103
Mecz nr 3: 110:102

Kevina Duranta coroczny mecz w Finałach, po którym lepiej się czuje ze swoją Decyzją, zanim w lipcu zacznie używać innych kont w mediach społecznościowych. Pożywka dla hejterów obu koszykarzy z Akron. Ostrzeżenia pogodowe.

Nie było ani jednego długiego momentu w meczu nr 3 Finałów 2018, w którym cierpliwość Golden State Warriors, w połączeniu z setami uwzględniającymi więcej niż dwóch graczy, nie dawała im dobrych pozycji do zdobycia punktów. Zwłaszcza mieli ten spokój w drugiej połowie, wygrywając swój piąty mecz z rzędu na szczytach rywalizacji w sezonie 2017/18.

To nie jest też coś, co chciałbym Tobie dodatkowo dzisiaj napisać, ale miałem wrażenie, że trzeciej drużynie na boisku zależało, żeby nie było “3-0”.

I na nic to.

Spędziliśmy właśnie sezon wiedząc, jak się rozstrzygnie.


George Hill grał z nim picki od startu, Warriors odpowiedzieli ustawieniem Klay’a Thompsona na Hillu, żeby nie switchował na nim Stephen Curry.

Kiedy JaVale McGee zmienia krycie, it is over:

Dwa pierwsze rzuty za trzy wpadają, JR Smith i Tristan Thompson używają zwodu barkiem, żeby przy obręczy skończyć lay-upy. Jak można było przypuszczać, to jest inne Cleveland, mądrzejsze Cleveland …żeby na kolejne trzy minuty wrócić do bycia sobą i powoli wracać dalej w tym meczu do narracji bycia Cleveland Cavaliers 2017/18.

Warriors nie potrafią jednak przekuć wymuszonych strat na punkty, 8-16, kiedy w 6. minucie po raz pierwszy Warriors przechodzą w Finałach 2018 do Hamptons Five. Kevin Love na Andre Iguodali, Tristan Thompson na Draymondzie Greenie. Widzieliśmy to już rok temu.

Widzieliśmy to już rok temu. Słucham właśnie luzującego folku. Popatrz w niebo. Jaki piękny dzień.

Curry wciąż na Smithie, więc pick-and-rolle grane są z Juniorem. Musi przyjść do gry. Obiecany Rodney Hood od razu po wejściu na parkiet pudłuje pierwszą, czystą trójkę, zanim pod koniec drugiej kwarty zostanie pierwszym w tej serii koszykarzem The Other Cavaliers, który wykreuje sobie punkty w izolacji po postawieniu zasłony, zezezzzeeurostepuje do obręczy, a w drugiej połowie stanie się pierwszym guardem, który bez postawienia mu zasłony zrobi coś w tej serii na własną rękę, efektywnie.

Póki co, Kevin Durant wygląda jak maszyna, na misji. Wojna Światów 2. Duranty i Porzingisy na ziemi. Klay trafia czystą trójkę w lewym rogu, Shaun Livingston pull-up jumper w kontrataku i Warriors wracają. 28-29.

KD ma 13 punktów i wszystkie 7 zbiórek Warriors. Cavaliers mają 7 w ataku. Livingston pudłuje swój pierwszy rzut w Finałach, layupy z obu stron niszczone są na potęgę, piłki tracone jak psy w warszawskim parku, kostki kręcone jak skręty w warszawskim parku, mecz jest okropny, jak w warszawskim parku. Wiadomo kto robi wiadomo co i wiadomo nic Warriors są w stanie zrobić w wiadomo czym.

Curry i Klay są 2/14. Warriors dostają za to atak z trzyosobowych setów, w których Kevin Love nie zmienia krycia, ale pułapkuje w pick-and-rollu Curry’ego, a jeden duży urywa się do obręczy. Steve Nash, Boris Diaw, Amar’e. 2006 rok. To wszystko już było.

Cavaliers grają z odkurzaczem na deskach, dominują tam. Durant wygląda jak maszyna do rzucania z odległości. 52-58. Ma 24 punkty do przerwy. Mówi brzydkie rzeczy do powietrza.


Granie na skręconej kostce odbiera pewność rzutu. Dwa airballe, kilka zrezygnowanych, dwa następne bardzo mocno przerzucone. Warriors kryją go daleko i zbyt ciasno. Posąg ewidentnie gra na glinianej podstawie. Wygląda ludzko po raz pierwszy od kiedy sprzedali Ci piwo. Potrzebuje pomocy wreszcie i naprawdę.

13-3 run Warriors, energetyczna gra, z impetem, kontrataki. Przy 79-74 Warriors zaglądają do środka pucharu, ale to Curry idzie do szatni. Zresztą, jest w niej od pierwszej minuty meczu nr 3.

Dobrze się nawzajem mieć, myśli Curry do KD.

Dobrze z sobą być razem, odwzajemnia uczucia Kevin.

Warriors kończą mecz Hamptons Five – co zostanie zapisane w historii, jako ważny moment tych Finałów. Od czasu skręcenia kostki nie może trafić rzutu spoza pola trzech sekund. Izolowany całą czwartą kwartę, podwajany, potrajany, oddaje jedną, pierwszą od kilku minut izolację Kevinowi Love.

Tylko, że…

Tylko, że Iguodala doskonale wybija piłkę Kevinowi Love i Curry trafia za trzy w kontrataku.

101-97 Warriors, 178 sekund do końca meczu. Niektórzy krzyczą, że to Hood powinien izolować się – gracz, który do tego meczu siedział na końcu ławki.

Jeszcze odpowiedź, na jednej nodze:

Nie.

Cienie zeszłorocznego meczu nr 3 Finałów 2017, kiedy Durant też trafił daggera z podobnego miejsca.

Curry – 11 punktów. Wystarczyło. Może nawet po raz pierwszy w karierze zostać MVP Finałów. Taki to fun.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułWake-Up: 43 punkty i clutch trójka wielkiego Kevina Duranta. Warriors o krok od mistrzostwa
Następny artykułMiędzy Rondem a Palmą (636): Małe Teleczko

37 KOMENTARZE

  1. LBJ jest wielkim koszykarzem i basta, ale liczę na to że te przegrane finały wreszcie skończą tę absurdalną momentami (z obu stron) dyskusję o GOATcie.

    W amerykańskich mediach przetoczyła się wielka dyskusja o zachowaniu LeBrona na ławce rezerwowych pomiędzy q4 a OT w game1. O jego rzekomym braku liderszypu, o tym że zachował się jak obrażony dwunastolatek, że odpuścił jeszcze nie skończony mecz, że jego bodylengłydż wysyłał okropne sygnały, że tylko Korver próbował pobudzić zawodników do walki, że pozostali gracze i Lue mieli spuszczone głowy i czekali na reakcje LeBrona a ten był zdruzgotany… itd itd…

    Była The Flu Game, była Magic plays 5 position Game, była Willis Reed Walks Out Of The Tunnel Game, była Magic hooks The Celtics Game, była Jordans Final Shot Game a teraz będzie The JR game. Tak przechodzi się do historii. Tak zapamiętamy po latach te finały.

    Całej tej sytuacji z rosterem Cleveland i tego jak wygląda dziś liga, jak wyglądają finały winny jest tylko i wyłącznie jeden człowiek – LeBron James we własnej osobie. Rzekomo genialny grający menadżer, który sam sobie zgotował ten los. Nie jest mi go żal ani trochę. To on zapoczątkował budowanie przez graczy superteamów, wcześniej te superteamy budowali GMowie, Durant tylko “ulepszył” jego ruch, poszedł przetartą ścieżką. Przepłaceni gracze, ściąganie kumpli “inwalidów”, elitarni rolsi za paczkę fajek, cała ta coroczna drama w szatni… Można by tak długo. Gość jest niesamowitym atletą i świetnym koszykarzem, ale jego pogoń za Jordanem, pogoń po trupach, doprowadziła do przesilenia w tej lidze. Trzeba nam czekać na mentalne znużenie GSW by coś się zmieniło. Kto następny połączy siły? Kawhi i Paul George? A.Davis w Celtach?

    0
    • Mi też nie, zawłaszczył sobie całą organizację i bezczelnie trwoni pieniądze właściciela, który go ubóstwia i traktuje jak syna. Ten w zamian dał tylko cztery Finały z rzędu, co dla organizacji takiej jak Cavaliers to chleb powszedni. LeBron ubzdurał sobie, że wygra mistrzostwo bez partnera z TOP30 ligi i tak trwa w tym przekonaniu, gdy reszta drużyn tworzy superteamy, on zdecydował się pozbyć Kyriego i otoczyć się Hoodami i Clarksonami. Stracił tym w moich oczach.

      0
        • W 2012 roku hejtowałem najgłośniej Miami i byłem sajko Duranta, to mogły być Finały dla Oklahomy, gdyby nie felerne GAME2. Jednak życie nauczyło mnie kto jest Król, a kto Cupcake :) Nadal jedynym jerseyem w szafce jest Durant z OKC. Smutny ten sport ostatnimi laty, z małymi przebłyskami, już nie cieszy jak wcześniej.

          0
      • To co dostał finalnie to efekt końcowy złej polityki. Polityki na którą miał wyraźny wpływ. Polityki prowadzonej od lat. Gilbert go nie znosi z wzajemnością, ale trzeba być wielkim ignorantem by nie widzieć, że Panowie się dogadali w imię mistrzostwa dla Cle i tego że cały sztab od trenerów po GM’a będzie spełniał życzenia LBJ’a.

        Wiggins out.
        Blatt out.
        TT przepłacony.
        JR przepłacony.
        Kyrie out.
        Wade in.
        Rose in.
        itd…

        Za każdą z tych spraw, w mniejszym lub większym stopniu stał LBJ, jego otoczenie oraz sygnały jakie wysyłał do świata i organizacji. Fochy, niezadowolenia, coroczne styczniowe dramy w Cle, kwasy z Lovem, kuźwa tych spraw było multum. A drugie tyle było w Miami, tylko że tam był Pat i powiedział BASTA.

        0
      • @czardi

        Dobra bajeczka dla ludzi o pamięci rybki akwariowej.

        Love w momencie tworzenia się superteamu Cavs był luźno top10 graczem NBA, Irving był młodą gwiazdą, 2-krotnym allstarem, kręcił się koło top20 ligi z zadatkami na znacznie więcej. Tymczasem Warriors byli 6 ekipą Zachodu, odpadali w 1 rundzie i mało kto przypuszczał, że tak wystrzelą.

        Wiadomo, biedny Lebron, poświęcił się dla miasta i stworzył team z zaledwie 2 gwiazdami (ale to wciąż było mało, więc w styczniu dodali za free kolejnych zadaniowców) w prime żeby rywalizować ze staruszkami ze Spurs. A tu Warriors popsuli NBA. Tylko król może grać w superteamach.

        0
        • Dużo prawdy odnośnie początków i chyba nikt tego nie neguje. Sami wychodowali młodych plus dobre transfery Boguta, Iguadoli i podpisanie Livingstona. Plus jeszcze szalona hala i sposób jak zaczęli grać. Ciężko było ich nie lubić.
          Ale Durant złamał kibicowskie serce. Racjonalnie super decyzja, co widać po ilości trofeów, ale ….
          W kosza gra 10 zawodników na boisku a na końcu i tak wygrywają Warriors.

          Ja mam sporo analogii z kopaną Barceloną, za Guardioli większość kluczowych graczy to wychowankowie La Masii, Messi też samemu wychodowany plus sposób w jaki grali. Jak tego nie lubić? A potem się zaczęło kupowanie graczy jakieś hece z Neymarem i… daj pan spokój.

          No nic zobaczymy czy pieniądze się będą zgadzać i czy Durantowi nie odwali i nie zrezygnuje z grania w GSW.

          0
          • Ta… analogia do niekupujacej Barcy ;)
            Eto, Ronaldinho, Larson, Henry… sami barcelończycy :)

            0
          • @Araggorn
            Nie znam się to się wypowiem? Czy nie czytam ze zrozumieniem?
            Gdzie Ingiel napisał, że Barca nie kupowała nikogo? Nawet wspomniał na koniec o Neymarze.

            Poza tym pokaż mi zespół który w finale LM wystawia 7 czy 8 wychowanków w podstawowym składzie. Albo potrafił mieć na boisku jednocześnie 11 wychowanków – co się zdarzało nie raz.
            Policz do tego wychowanków La Masii którzy grali/grają w innych klubach na wysokim szczeblu. A potem dopiero próbuj zabłysnąć.
            Akurat to co napisał Ingiel o tym konkretnym okresie Barcy za Guardioli to 100% prawdy. Wtedy sami wychowywali graczy i dokupowali potrzebnych do układanki.
            To że teraz wygląda to inaczej to już niestety polityka obecnych (jak dla mnie fatalnych) władz rządzących klubem, ale to już inna bajka.

            0
    • Jako sajko Lbj’a mam parę refleksji podczas tych finałów i chyba muszę się zgodzić z pewnymi kwestiami. Przede wszystkim chodzi właśnie o przytoczoną sytuacje przed dogrywką w gm1 – imo fatalne zachowanie lebrona. Jakkolwiek dobrze nie zagrał a JR nie zawalił, to zabrakło jego leadershipu w tak ważnym momencie. Przy takim doświadczeniu,inteligencji i obyciu nie możesz się tak zachować jeśli jesteś liderem. Zostało 5 minut, jest remis, a Ty podcinasz skrzydła swoim zawodnikom już na starcie. Na prawdę dziwi mnie że opinia publiczna przeszła koło tego tak obojętnie.

      Poza tym nie podoba mi się narracja że jest lebron i długo nic. Choć fakt, że z tym supportem jest gorzej niż w poprzednich latach, to wciaz masz all stara po atakowanej stronie w osobie Kevina Love, solidnych rolesów i topowy shooting. Ok, pod względem talentu blado wypadają przy gsw, jest poważny problem z defenswyą, ale team wciąż jest skrojony pod lbj’a, ma dużo strzelców dzięki czemu wypada efektywnie.

      I mimo, że jestem głownie po stronie LeBrona, a potem dopiero Cavs, to chyba jako jeden z nielicznych chciałbym by został w Cleveland. Liczyłbym na jakieś transfery w celu upgradu w defensywie, może pozbycie się JR’a na ile to możliwe. Chciałbym zobaczyć Lebrona wchodzącego jeszcze wyżej, zaciętą rywalizację na wschodzie z Celtics, Sixers czy Milwaukee. Seria gsw z rockets czy nawet g1 i g3 tych finałów pokazują, że gsw są do pokonania.

      0
  2. Zadziwiające skąd u fanów GSW tyle żółci się wylewa po zwycięstwach swojego teamu. WTF?

    Nie wiem czy tak naprawdę część z nich jest fanani GSW czy hejterami Lebrona. Każdy nieprzychylny Warriors komentarz jest kontrowany, a temat Miami, jak to Lebron uciekł tam po 7 latach do zespołu, który właśnie zdobył mistrza i który z bilansem 73-9 pobił go w finale konferencji (a nie kurwa, to nie to) jest wałkowany jakby to było zbrodnia przeciwko historii NBA.

    Dziwne, że Shaqowi nikt nie wypomina tych 3 tytułów, gdzie uciekł do Kobyego i reszty ekstra role playerów. Garnettowi też się nie wypomina, A broń boże o KD powiedzieć, że cupcake, bo… wiadomo co.

    Gratulacje dla Warriors. Są już historyczną drużyną, jedną z bodajże 6-7 w historii, która zdobędzie przynajmniej 3 tytuły w 4 lata.

    0
        • Logika wg BigTeppa w dwóch krokach na losowym przykładzie:

          1)Nazwij w dyskusji kogoś idiotą

          2)Kiedy odpowie tym samym oskarż go o agresję i hejt

          P.S Tak wiem, zaraz napiszesz o nożycach i stołach i że spodziewałeś się mojego komentarza.To w zasadzie też część Twojej logiki.

          0
          • Ty też masz swoje burner accounts?

            Logika Grasshoopera:
            Jesteś fanem GSW?
            – tak (zero reakcji)
            – nie (dojeb mu, że jest hejterem Warriors i fanboyem Lebrona, koniecznie przypomnij Miami).

            Dla mnie jesteś Skipem Baylessem 6go gracza.

            P.S. W dupie byłeś i gówno widziałeś.

            0
          • 1)Narzekaj na wszechobecną żółć i agresję

            2)Napisz do kogoś “W dupie byłeś i gówno widziałeś.”

            Dziękuję, że z każdym kolejnym wpisem przekonujesz mnie, że miałem rację.Jesteś jak JR Smith – nawet jak grasz po stronie Cavs to to więcej z tego szkód niz pożytku.My real MVP.

            0
        • Kibicowałem NYK z JRem, Feltonem, Chandlerem i Pączkiem Carmelo, jarałem się Linem i Stevem Novakiem.
          Oglądałem jak Williams z JZ przynosił koszykówkę na Brooklyn.
          Wkurzałem się na Prestiego, że nie przedłużył umowy z Harenda.
          Walczyłem, często nieskuteczne, na 6G o dobre imię LAC.
          Jaram się GSW jako organizacją i tym jak menedżerowie skutecznie potrafią nią zarządzać.
          Oglądam młodzież LAL i jaram ofensywny skillem Kuzmy.
          Umieszczanie mojej osoby w Kościele GSW jest dużym niedopowiedzeniem.

          0
  3. Zadziwiajace jest to jak Wy wszystko doskonale wiecie.Że to James wypierdolił z Cleveland Irvinga,złożyl cały zespół,uzgodnił kontrakty.zwolnił Blatta itd.Zakładam że musicie mieć z nim jakiś prywatny kontakt?Bo jak się ogłasza takie osądy to przecież trzeba wiedzieć na pewno,na 100 procent?Jak macie taki kontakt to dajcie tu ,publicznie.Chętnie pogadam z Jamesem.Nie o kontraktach ziomków czy konfliktach z Gilbertem a o wielkości której tak blisko nie był nikt od czasów Jordana.

    0
    • Rozumiem że poza Szóstym Graczem NBA się dla Ciebie kończy nie czytujesz serwisów amerykańskich i nie słuchasz tamtejszych podcastow? Zresztą sprawa Irvinga na Szóstym była dosyć obszernie omawiana rozumiem że się nie załapałes. Nikt tutaj nic nie wie na 100% ale akurat w sprawie Irvinga jak i kontraktów dla JR, Thompsona czy kwestia sprowadzenia Korvera jest dosyć jasna. LeBron jest jednym z największych którzy grali w ta grę ale nie trzeba się chyba nad nim litowac bo ostatnio również w Stanach pochylają się nad nim jak nad jakimś biedakiem. Nie ma ludzi idealnych po prostu sporo z tego co się obecnie dzieje jest jego winą nie tylko ale do cholery to nie wolny elektron tylko lider zespołu. On jest tym zespołem.no chyba że nie.

      0
  4. “Spędziliśmy właśnie sezon wiedząc, jak się rozstrzygnie.”

    To trochę jak z amerykańskimi filmami. W co drugim wiadomo, że wygrają ci dobrzy (faworyci, Warriors), a przegrają ci źli. Żeby się cieszyć, trzeba bawić się tym “jak” to się stało, a nie samym efektem końcowym, nie?

    Nie?

    Nie?!

    Nie…?

    Nawet siebie nie mogę do końca przekonać. No mecz był dobry przecież, ale nową płytę poproszę.

    0