Top 100 koszykarzy w historii NBA: #100 Alex English

31
fot. nba.com
fot. nba.com

Kanapa przysunięta, laptop podłączony, telewizor przestawiony na sam skraj komody. Co robisz w czasie wolnym? Oglądam koszykówkę. “Ale jest lipiec… NBA nie gra”. Jest tyle meczów, których nie widziałem… Co dziś? Randomowy mecz z 1987 roku, grają Milwaukee Bucks. Wezmę tylko drinka, albo najlepiej – przyniosę od razu całą butelkę. W ciągu pięciu ostatnich lat zebrałem ogromną kolekcję meczów, naciskałem stop i klawisz ‘wstecz o 10 sekund’, tak jak robię to zazwyczaj, żeby zobaczyć co naprawdę się stało. Obejrzałem wiele, wiele z nich, całe play-offowe serie, czy mecze sezonu regularnego z krytycznych lat 1976-79 po połączeniu się NBA i ABA. Wydaje mi się, że mam wszystkie mecze jakie są publicznie dostępne i pochodzą z lat 50, 60, 70 i 80-tych. Również te z ABA. Widziałem na pewno każdy z nich, aż do sezonu 1979/80, gdy Larry i Magic wskrzesili zainteresowanie ligą i coraz więcej było transmisji, przez to więcej meczów się zachowało. Wielu jeszcze nie widziałem i mam nadzieję, że wystarczy mi na to czasu do końca życia. 

W poprzednich latach nie zdecydowałbym się stworzyć swojego Top-100 najlepszych graczy w historii NBA (i ABA). Zresztą nawet dziś doskonale wiem, że nie jestem w stanie konkurować z ludźmi o pokolenie lub dwa starszymi, jak choćby Peter Vecsey, Bill Simmons czy Hubie Brown, którzy ABA i czasy Magica/Birda oglądali na żywo. Dlatego prezentuję Top-100 graczy w historii ligi jako subiektywny ranking historyczny, ale spróbuję w nim przybliżyć styl zawodników i niuanse ich gry, które stanowią o ich znalezieniu się i miejscu w tym rankingu. Będę też przypominał teksty i ich fragmenty, które w ciągu czterech lat istnienia 6G napisaliśmy (głównie Przemek) o graczach ze starych czasów. O wielu, wielu z nich już mogliście przeczytać. O niektórych jeszcze nie. 


ROZPOZNANIE: Nr 1 strzelec lat 80-tych (21133 punktów)
POZYCJA: Niski skrzydłowy
STREFA ZAGROŻENIA: Krótki półdystans
SPECJALIZACJA: Leaning jump-shot
KRYTYKA: Wysokie tempo gry zawyżało jego osiągnięcia

George Karl i Carmelo Anthony nie byli dla starszego pokolenia kibiców Denver Nuggets żadną nowością – wysokie tempo gry, chaotyczny atak, obrona gdzieś i punktujący niski skrzydłowy. Dwie dekady wcześniej Doug Moe i Alex English zrobili dok-ład-nie to samo i zrobili to lepiej.

Jak tam obrona Panie trenerze?

“Ile wspólnego ma strata punktów z tym jak grasz w obronie? Oddaliśmy 145 punktów Bostonowi, 139 punktów Lakers i myślałem, że zagraliśmy dobrą obronę w obu tych meczach.”

Plan na atak?

“Każdy nasz rywal jest w ataku bardziej zdyscyplinowany niż my, ponieważ nasi gracze mogą zrobić wszystko co chcą, jeśli znajdą się na czystej pozycji.”

Treningi?

“Doug lubi, gdy gracze przyprowadzają psy na treningi. Gdy psy sikają na parkiet, ma wymówkę, żeby pójść pograć w golfa”

Od sezonu 1980/81 Nuggets aż przez osiem kolejnych lat byli najszybciej grającą drużyną NBA. Osiem lat… W jednym z tych sezonów zaliczali aż o 9 posiadań więcej, niż ligowa przeciętna. W całej historii ligi nikt tak długo nie grał tak szybko. Do dziś tamci Nuggets są rekordzistami NBA w punktach zdobywanych na mecz w jednym sezonie (126,5) i najdłuższej passie meczów na minimum 100 punktów (136 – wliczając w to każdy mecz sezonu 1981/82).

I podobnie jak Nuggets Karla/Anthony’ego, największym sukcesem tamtej drużyny był tylko jeden awans do finałów Konferencji Zachodniej.

Zanim najpierw Michael Jordan, a potem Kobe Bryant uczynili z gry na półdystansie techniczną sztukę, opartą o fenomenalny ruch stóp, zwody głową, ramionami i rzuty z odchylenia, w latach 70-tych i 80-tych mieliśmy całą plejadę niskich skrzydłowych operujących na półdystansie w mniej wyrafinowany sposób. Kariery wielu z nich, np Waltera Davisa (18,9 pkt na mecz) dziś są już ledwo pamiętane. Tymczasem jednym z najbardziej jaw-dropping meczów, jakie w życiu widziałem, był mecz, w którym Davis trafił pierwsze 12 z 13 rzutów i wszystkie były z midrange. Spadłem z kanapy. Dosłownie. Ci ludzie byli specjalistami od trafiania kontestowanych rzutów, które dziś uważane są złe.

Linii za trzy albo jeszcze nie było, albo niewielu chciało z niej korzystać. Do lat 70-tych skrzydłowi funkcjonowali jako tzw. corner-mani. Tak jak dziś silny skrzydłowy musi rzucać za trzy, tak wtedy obaj skrzydłowi musieli trafiać tzw baseline-jumper, czyli rzut wzdłuż linii końcowej. Centrzy krążyli wokół szczytu trumny jak Marc Gasol i gra toczyła się wokół nich. Ludzie ścinali obok Billa Russella, a ten podawał im piłkę po tzw handoffie/koszyczku. Nawet Wilt Chamberlain – jeden z pierwszych w historii centrów izolujących się na bloku – pełnił taką rolę, gdy w 1968 roku był liderem asyst (!) w NBA i cztery lata później, gdy pomógł Jerry’emu Westowi zdobyć dłuuugo wyczekiwany tytuł. Kiedy wraz z przyjściem Kareema i potem Billa Waltona ciężar gry zaczął przesuwać się na centrów grających w low-post, skrzydłowi zajęli ich miejsce na szczycie linii rzutów wolnych i grali potem w promieniu 4-6 metrów od kosza.

Jednym z takich skrzydłowych był mało atletyczny, ale obdarzony długim zasięgiem ramion Alex English, niekwestionowany mistrz tzw leanera.

Leaning jump-shot był rzutem, który English lubił oddawać, kiedy szybkim jednym kozłem atakował w prawo, robił pompkę, przestawiał prawą nogę pod graczem będącym już w powietrzu i pochylony do przodu rzucał z czterech-pięciu metrów. Kluczowe w tym co robił, było to, że oddawał rzuty z bardzo wysokiego pułapu. Plus oddając je, pochylony do przodu, jego ciało naturalnie nabierało rozpędu w kierunku obręczy, by pójść na zbiórkę po niecelnym rzucie. Carmelo robił w Denver tę samą rzecz.

“Praktycznie wszystko co robiłem, robiłem w promieniu 3-4 metrów od kosza. Każdy wiedział, że zdobywałem punkty tam na dole. Każdy wiedział, że dostanę piłkę, zrobię obrót i rzucę jump-shot. Ale to było coś czego nie potrafili powstrzymać, bo opanowałem technikę tego rzutu mozolną pracą.

Zacząłem pracować nad tym, aby pójść w górę przy rzucie najwyżej jak mogłem i oddać go samym nadgarstkiem. Było trudno ten rzut zablokować. Potem zacząłem pracować nad tym jak nie być blokowanym i rozwinąłem jednoręczny floater. Pracowałem nad nim ciężko i potem używałem go często. Larry Bird używał tego rzutu sporo razy, ale dziś już się go nie widzi w NBA.”

Inną rzeczą, którą English robił, a której dziś zupełnie nie widzi się u graczy obwodu, była umiejętność oddania rzutu bez opuszczania piłki na dół. Musiał precyzją i dobrym timingiem ratować swoje niedostatki atletyczne.

Prawdopodobnie nie raz słyszałeś w trakcie meczów powiedzenia “kissing off glass” albo “finish with the english” (Hubie!). English miał delikatny “touch” i poza boiskiem też był dyskretny, nie szukał sławy. Skryty w sobie autor wydanego w 1986 roku tomiku poezji “If I Show You My Tenderness” był niczym innym, a profesjonalnym strzelcem grającym w promieniu 4-5 metrów przodem i tyłem do kosza.

Król strzelców sezonu 82/83 grał z gracją, bez bravado. Ciągle pozostawał w ruchu w obrębie motion-offense Moe, opartej o całe serie zasłon bez piłki i tzw pindowns, po których gracze wychodzili zza zasłony bez piłki, dostawali ją i mogli rzucać, albo zrobić kozioł i jak English trafiać swoje leanery.

“I’m not so flashy, not so boisterous. I’m low-key. My job is to do the job I’m supposed to do. There are people who don’t see it. But they aren’t paying attention.”

English dziś jest zapomnianą gwiazdą lat 80-tych, bo w czasach zdominowanych przez Celtics i Lakers jego największym drużynowym sukcesem był awans do finału Konferencji Zachodniej w 1985 roku. I na domiar złego w tamtej serii z Lakers już w trzecim meczu złamał kciuk, w ten sposób kosztując w końcu wzmocnionych defensywnie Nuggets realną szansę na awans do finałów NBA.

Pamiętam go z plakatu, który wisiał nad moim łóżkiem na początku lat 90-tych. Po obejrzeniu meczów tamtych Nuggets nie dziwię się jednak specjalnie, że czas przykurzył jego karierę. Minuty i kwarty tych spotkań Nuggets zlewały się w jedną całość. Całość, w której gracze bronili na pół gwizdka i biegali szybko do przodu, żeby oddać rzut z pierwszej dobrej pozycji w obrębie pięciu metrów od kosza. Flesz jechałby z nimi jak z gównem.

Prawdopodobnie pamiętasz słynne 60 punktów Larry’ego Birda w Atlancie, gdy rezerwowi Hawks z niedowierzania pokładali się na ławce. W 1989 roku wówczas już 35-letni i starzejący się jak wino Alex English doprowadził do tego samego ławkę Miami Heat:

Poprzedni artykułMiędzy Rondem a Palmą (396): Robota jak się patrzy
Następny artykułGorący Ekspres (12.07): Kto zostanie MVP sezonu 2016/17?

31 KOMENTARZE

  1. Spodziewałem się 10 artykułów w każdym po 10 miejsc z krótkim opisem, a tu tak obszerny opis o każdym zawodniku! Niesamowita robota. Co nie znaczy, że nie będę z kolejnością zawodników polemizował bo na pewno będę, takie prawo czytelnika:)

    0
  2. Naprawdę nieźle się to zapowiada.

    Z kwestii technicznych. Czy nazwisko gościa, którego sklasyfikowałeś na danym miejscu nie może pojawić się gdzieś przy “rozpoznaniu” (albo w tytule???). Ja jednak lubię od początku wiedzieć o kim czytam, nie wiem jak inni. Chyba, że to zamierzone posunięcie żeby wyeliminować podejście: “O! Kwiatkowski twierdzi, że Alex English jest na setnym miejscu najlepszych graczy w historii NBA. Spoko – nie czytam.” :)

    0
  3. Pierwszy strzelec lat 80-tych? tego nie wiedziałem i fajna statystyka. spojrzałem na jego karierę i w oczy wpada mi coś takiego – snajper, który przez całą swoją karierę oddał zaledwie 83 rzuty za 3 pkt, na 22% skuteczności – w obecnych czasach niewiarygodne! równie ciekawe liczby: 8-krotny uczestnik ASG, 3 razy w 2 piątce All-Nba. koślawy rzut, ale skuteczny :)

    0
  4. Rewelacyjna seria się zapowiada! O ile się nie mylę Maćku, zapowiadałeś już jakiś czas temu, że bierzesz się za oglądanie kolejnych sezonów starej NBA i jeżeli rzeczywiście przebrnąłeś przez to i zamkniesz to w cyklu “Top 100” to chapeau bas. Dla mnie bomba.
    PS. To naprawdę niespotykane, żeby porównywać dawnych graczy nie na podstawie statystyk, lecz tego w jaki sposób grali, co dawali drużynie etc. Naprawdę.

    0