Zmiażdżyliśmy ich na parkiecie i będziemy to robić przez lata dzięki temu, w jaki sposób zbudowaliśmy ten zespół. Jesteśmy lata świetlne, prawdopodobnie, przed każdym innym zespołem w NBA, jeśli chodzi o strukturę, planowanie i tego, jak podchodzimy do różnych rzeczy. Będziemy trudnym orzechem do zgryzienia dla reszty NBA przez długi czas.
Dziedzictwo Muhammada Aliego możecie znaleźć w każdym zakątku NBA. Tam, gdzie James Harden twierdzi, że jest najlepszym graczem w lidze. Tam gdzie panowie po sześćdziesiątce twierdzą, że nawet dzisiaj byliby w stanie ograć gwiazdy NBA. I tam, gdzie Dion Waiters chce być częścią najlepszego backcourtu w lidze. Znajdziecie je również w przytoczonych słowach właściciela Golden State Warriors Joe’a Lacoba.
O Alim wspominam trochę przy okazji, bo Maciek zdążył napisać o nim kilka słów w sobotę, zanim zdążyłem się jeszcze oderwać od poduszki, więc zamiast dzielić się z wami tym, jak ważną postacią był w moim rozwoju sportowego pismaka (Ali, nie Maciek, chociaż Maciek może trochę również), po prostu cały weekend spędziłem na przeczesywaniu przynajmniej kilkunastu książek na temat tamtej epoki, w których poświęcono mu choćby fragment. Mojej ulubionej sportowej epoki. Może dlatego, że nie mogłem jej oglądać, a jedynie o niej czytałem, więc jest dla mnie bardziej niczym grecka mitologia. Abebe Bikila biegnący na bosaka po olimpijskie złoto, Tommy Smith z wyciągniętą ku niebu ręką w czarnej rękawiczce i Muhammad Ali stojący nad Sonnym Listonem na najlepszym zdjęciu sportowym w historii. To wszystko w erze, kiedy telewizja zaczęła odkrywać potencjał sportowych zmagań, a sport zaczął odkrywać wielkie pieniądze.
To o Alim pisano najlepsze sportowe teksty wszech czasów i pisano ich tyle, że kiedy David Halberstam i Glenn Stout zbierali artykuły do opasłego tomu pod dumnym tytułem “The Best American Sports Writing of the Century”, jeden z rozdziałów poświecili tylko jemu. W tej samej książce znalazł się tylko jeden tekst poświęcony koszykówce i wcale nie dotyczył Michaela Jordana, a Bobby’ego Knighta. Nie dotyczył Jordana, bo ten wyznawał zasadę, że “republikanie też kupują buty”, więc swoją prawdziwą twarz trzymał skrywaną głęboko pod warstwą PR-owego makijażu. Po nim tej samej sztuki nauczyli się jego następcy. Po Alim odziedziczyli jedynie ten macho-swag, który chyba każdy mężczyzna choć raz w życiu chciałby móc okazać. Bo Ali nauczył nas, że możesz to zrobić, jeśli tylko poprzesz to potem czynami. Bo kiedy przed pierwszą walką z Sonnym Listonem puszył się jak paw i recytował swoje wierszyki, nikt nie traktował go poważnie. I jak napisał Norman Mailer:
Wyobraźmy sobie, że Clay wygra mistrzostwo świata wagi ciężkiej. Będzie to oznaczać, że każdy pyszałek na każdym rogu ulicy będzie mógł liczyć na to, że ktoś uwierzy w jego przechwałki. Ale jeśli padnie po pierwszym uderzeniu Listona, będzie żartem i zhańbi się na całe życie. Wygląda na to więc, że dźwiga na swoich ramionach godność nastolatków tego świata.
Muhammad Ali wygrał z Sonnym Listonem i zmienił historię sportu. 50 lat później więc, Joe Lacob, biały 60-latek, mógł spotkać się z dziennikarzem New York Timesa i twierdzić, że jego drużyna jest lata świetlne przed resztą ligi.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Przemek wziął przykład z organizacji GSW i też zbriefował się odpowiednio (jak zwykle zresztą). Super tekst!
Czekałem na ten artykuł. Wielkie dzięki!
Również za moje ulubione zdjęcie ever.
Pozdrawiam Przemku.
GSW nie są lata świetlne przed resztą. Wystarczy popatrzeć na te play offs i wymęczone 4-3 z Oklahomą. Oczywiście są najlepsi na ten moment, ale wiek, kontuzje, salary cap, postępy innych drużyn to bardzo duże ograniczenia dla kazdego kto planuje stworzyć własną dynastię
Echhhh, nic nie zrozumiałeś z tego artykułu…
Dzięki, że nie ja musiałem to napisać;)
Twoja z kolei wypowiedz świadczy o doskonałym zrozumieniu artykułu:)… GSW nie robią nic innego niz kilka innych klubow NBA w tym SAS. A inne będą ich coraz bardziej naśladować. Roznica się zmniejszy. Nikt nie przeczy ze wlasciciele GSW to ogarnieci ludzie. Dobrali specjalistów do pomocy. Ale i wczesniejszy sztab ma swoje sukcesy np. wybór Currego. A zawodnicy zostali uksztaltowani w dyzum stopniu przez poprzedniego trenera. W koncu nie rozmawialibysmy teraz o tym gdyby GSW odpadli z Oklahoma. I nie dlatego ze nie byloby to prawda ale zwyczajnie najprawdopodobniej zachwycalibysmy sie Thunder. Taka jest specyfika ligi sukces przyciąga jak magnes.Dlatego nie ma obecnie artykułów jak dobrzy w te klocki w tym sezonie byli SAS, bo ich nie ma juz w grze.
https://www.youtube.com/watch?v=jNkECpCLBgo
Co z tego ze chinczycy podrobia ci kazdy telefon do najmniejszego szczegolu, skoro ostatecznie i tak nie zbliza sie do oryginalu? To jest wlasnie taka roznica, pomiedzy GSW kazdym innym zespolem ktory chce ich nasladowac – oryginalny iPhone i jego chinska podrobka.
Oczywiscie ze beda nasladowac. Jednak to nie wystarczy – trzeba sobie zadac pytanie – po co, co chcesz osiagnac, jak chcesz to osiagnac? Postawienie pytania jest banalne, znalezienie wlasciwej odpowiedzi juz nie.
Cytujac klasyka “there is a difference between knowing the path and walking the path”
Wow, komentarz posiadający więcej głosów niż cały artykuł. :)
Dziękuję Przemku za kolejny świetny tekst!
92:0 , wow tego jeszcze nie bylo. “Lata świetlne” przywołane w tekście to przecież hiperbola. W stylu i swagu Aliego, stąd porównanie. Więc chyba faktycznie niezrozumiales do konca o czym Przemek napisał.
Zawsze się wydaje przy wielu teamach “oho, oni to są super, reszta jest w epoce kamienia łupanego”. A potem jedna kontuzja, konflikt czy zwykły pech sprawiają, że reszta super poukładanego planu i świetnie zarządzana organizacja nie mają już takiego znaczenia.
Nie mają znaczenia przez chwilę. San Antonio Spurs w ciągu ostatnich 20 lat wygrali “tylko” 5 razy. Czy to oznacza, że w ciągu pozostałych 15 robili fatalną robotę? Klub może być lata świetlne przed resztą ligi pod względem organizacji i kultury i wciąż przegrywać. Taka jest specyfika tej ligi. Możesz wykonywać najlepszą robotę i trafić na “organizacyjnie podejrzanych” Chicago Bulls z Michaelem Jordanem w składzie i przegrać lub stracić jednego gracza przez kontuzję i przegrać. Czy to oznacza, że nie wykonałeś dobrej roboty?
Eeeeee tam, lata świetlne. Sraty pierdaty, w listopadzie i tak okaże się, że ktoś z LA powie, że mieli łatwiej bo nie grali z Clippersami w PO :)
No i z Lakersami też nie grali w PO :)
Z NYK nie grali w PO!!! To by się działo :)))
Przemek napiszesz coś o Alim? Bo tak czekam od paru dni szczerze mówiąc :-)
@Przemek Kujawiński – rzuty są policzalne także “liczba rzutów”, a nie “ilość rzutów” (nie róbmy kalki z angielskiego “amount”).
Poza tym tekst, jak zawsze, na propsie!
Damn, zawsze robię ten sam błąd:/ Muszę to sobie w końcu wbić do głowy. Już poprawiam.