Flesz: Warriors zatrzymani w San Antonio. Kolejna porażka LeBrona w Miami. Triple-double Zacha Randolpha

36
fot. League Pass
fot. League Pass

Tim Duncan dopiero po raz trzeci w karierze rozpoczął mecz na ławce i spędził tam większość sobotniego meczu, oglądając jak jego koledzy walczą z obrońcami tytułu o utrzymanie serii zwycięstw na własnym parkiecie.

W odróżnieniu od pierwszego starcia, tym razem pojedynek dwóch najlepszych drużyn ligi był zdecydowanie bardziej wyrównany. Co prawda gospodarze przez większość czasu utrzymywali prowadzenie, ale rywale cały czas pozostawali blisko i do samego końca ważyły się losy zwycięstwa. Ostatecznie (59-10) San Antonio Spurs udał się rewanż i pozostają niepokonani w AT&T Center. Zatrzymali (62-7) Golden State Warriors wygrywając 87:79.

To nie był piękny mecz, ale nie brakowało walki i emocji. Nie oglądaliśmy ofensywnych popisów Stephena Curry’ego, gospodarze popełniali wiele strat, obie drużyny miały duże problemy ze zdobywaniem punktów, bo obie też mocno pracowały w obronie. To nie był także mecz, po którym można wyciągać daleko idące winsoki odnośnie ich przyszłej rywalizacji w playoffach. Zmęczeni Warriors byli nie tylko bez Andre Iguodali i Festusa Ezeli’ego, ale również nieobecny był Andrew Bogut, który doznał kontuzji dzień wcześniej w Dallas, dlatego rozpoczęli niskim składem z Draymondem Greenem na środku. Mimo wszystko był to ciekawy pojedynek, w którym Spurs pokazali, że potrafią ograniczyć Curry’ego, podczas gdy Warriors udowodnili, że nawet bez jego trójek są w stanie prowadzić wyrównaną rywalizację ze swoim najgroźniejszym rywalem.

Spurs bardzo dobrze zagrali przeciwko Curry’emu od początku mocno go pilnując. Wywierali presję, podwajali, trapowali, switchowali gdy próbował uciekać na zasłonach, ale też w picka-and-rollach przejmowali go wysocy gospodarzy, którzy próbowali nie dopuścić do rzutu za trzy. Musiał mocno pracować, żeby w ogóle znaleźć trochę miejsca na oddanie rzutu, nie miał żadnej łatwej pozycji. Do tego dochodziło też zmęczenie, bo grali w back-to-back, w dodatku 3w4 i Curry pudłował zza łuku. Był 0/6 do przerwy, dopiero w połowie trzeciej wreszcie trafił daleki rzut kontesowany przez LaMarcusa Aldridge’a, ale jak się okazało, była to jego jedyna celna trójka. Skończył z 1/12. Do tego Klay Thompson zanotował 1/7, a Green 1/5.

Warriors nie mieli swojej najmocniejszej broni. Tylko w trzeciej kwarcie przez chwilę udało im się rozkręcić atak, kiedy wykorzystywali skupienie obrony na Curry’m, rozrzucali piłkę i szukali catch-and-shoot pozycji dla innych graczy (6/12 za trzy). To też była jedyna kwarta, w której zdobyli co najmniej 20 punktów. Ale mimo tych ogromnych ofensywnych problemów, trzymali się w grze. Broniony wysoko Curry, atakował pomalowane, co Spurs byli gotowi oddać, byle tylko nie rzucał za trzy. Do tego też Warriors dobrze grali w obronie, swichtowali, podwajali w post-up i wymuszali kolejne straty, w sumie 18.

Obie drużyny przez większość czasu grały niskimi ustawieniami, dlatego też Duncan spędził na parkiecie ledwie 8 minut, ale ostatecznie Spurs udało się wykorzystać swoją przewagę wzrostu. Aldridge po fatalnym poprzednim występie przeciwko Warriors, teraz był często ustawiany tyłem do kosza, miał przeciwko sobie niższych Greena i Harrisona Barnesa i zdobył 26 punktów. Co prawda potrzebował do tego aż 25 rzutów, ale też zebrał 13 piłek i Spurs wygrali tablice 53-37 (14-7 w ataku). Zbiórki odegrały kluczową rolę na finiszu, kiedy Kawhi Leonard zgarniał piłki po niecelnych rzutach, pozwalając Spurs ponawiać decydujące akcje.

Leonard, tak jak prawie wszyscy w tym meczu, również miał kłopoty ze skutecznością (5/14 z gry), ale dostawał się na linię, zdobył 18 punktów, miał 14 zbiórek, z czego 6 w ataku, zaliczył 4 asysty i rozegrał bardzo dobry mecz po obu stronach parkietu. Ważną rolę odegrał również Boris Diaw, który wyszedł w pierwszej piątce, miał świetny start ogrywając Barnesa w post-up, zaliczył 14 punktów i 8 zbiórek. Tony Parker miał 2 trójki, 6 asysty i dobrze pracował w obronie przeciwko Curry’emu, a najwięcej czasu spędził na nim Danny Green, któremu udało się go nawet zablokować na dystansie. To był pierwszy zablokowany rzut za trzy Stepha w tym sezonie.

Curry zaliczył 14 punktów z 18 rzutów, 6 zbiórek i 6 asyst. Thompson zdobył 15 z 20 rzutów, Green zanotował 11-9-8, z ławki przydatni byli Shaun Livingston i Leandro Barbosa, ale słaby mecz miał Barnes.

Tak więc jest 1-1 w tym starciu gigantów, a przed nami jeszcze dwa mecze. Na pewno będziemy starali się wyciągać z nich jak najwięcej rzeczy próbując przewidzieć szanse w walce o tytuł, ale wiadomo, że i tak to co najważniejsze wydarzy się dopiero w ich rywalizacji w playoffach. Póki co żaden z trenerów nie będzie odkrywał swoich kart, a zmęczenie i kontuzje zaburzają obraz obecnych pojedynków.

https://twitter.com/mackwiatkowski/status/711455505177255936

Poza meczem w San Antonio rozegrano jeszcze osiem innych spotkań. Sytuacja w walce o ostatnie miejsca gwarantujące awans do playoffów nie zmieniła się, ponieważ na Zachodzie po wcześniejszej porażce Mavs, Rockets i Jazz także dzisiaj przegrali, podczas gdy na Wschodzie wszyscy z 8-10 wygrywali.

(35-35) Houston Rockets przyjechali do Atlanty i dostali aż 30 punktów i 9 zbiórek od wchodzącego z ławki Michaela Beasleya, który na początku czwartej kwarty był jedyną pewną opcją gości w ataku i trzymał ich w grze. Jednak w końcówce James Harden i Beasley próbując zagrać dwójkowe akcje popełnili trzy kolejne straty, co przesądziło o zwycięstwie (41-29) Atlanty Hawks 109:97.

Gospodarze mieli 14 celnych trójek, w tym dwie kolejne na finiszu z otwartych pozycji w rogach, wykorzystując błędy obrony rywali. Jedna z nich należała do Ala Horford, który był najlepszym strzelcem drużyny z 22 punktami i zebrał 9 piłek. Hawks dostali też duże wsparcie z ławki od Tima Hardawaya – 5/7 za trzy i 20 punktów, i Thabo Sefoloshy – 10 punktów, 5 asyst i 5 przechwytów.

Dla Rockets 25 punktów, 8 asyst i 6 zbiórek Jamesa Hardena, ale zero punktów czwartej kwarcie, 0/4 z gry i 2 kluczowe straty. Dwight Howard w swoim powrocie do domu zanotował 8 punktów, 17 zbiórek i obsmarował czymś piłkę tak, że Paul Millsap nie mógł rzucać wolnych, bo za bardzo się kleiła.

Jak się okazało, Howard spryskał sobie ręce specyfikiem Stickum, który jest niedozwolony w NBA. Nie został za to ukarany, ale piłkę trzeba było wymienić. Liga na pewno zbada tę sytuację, tym bardziej, że Dwight nie ukrywa, że regularnie to stosuje.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułBartek Mówi Jak Jest: Wizards wciąż przy życiu
Następny artykuł5-na-5: Tego nie lubię, to mi się nie podoba

36 KOMENTARZE

          • jestem ciekawy, wymień/zgraj mi te akcje,najlpiej na yt, gdzie były gwizdki ewidentnie w jedną stronę, listę ich

            0
          • bo ja mogę z pamięci 3 ewidentnie złe gwizdki przeciwko Spurs
            – 3 rzuty wolne Curry’ego za to, że Livingston w niego wpadł
            – ofensywny faul Kawhi’ego za to, że Curry jest od niego niższy i lżejszy
            – faul w obronie na Curry’m za to, że Curry podał w ręce Leonarda

            tak na szybko, jakbym się nudził znalazłbym jeszcze kilka, sędziowanie było solidne w tym meczu

            0
          • Z pamięci na gorąco – rzekome offense LaMarcusa i Leonarda w trzeciej i czwartej kwarcie, faul Millsa/Leonarda na Currym w tym samym czasie.

            0
          • Słabo Yuuzek mecz oglądałeś. Była taka sekwencja przez może trzy minuty w drugiej połowie, gdzie sędziowie nie mając nawet kontaktów do odgwizdania strzelili:

            Ofens Kawhiego nad Stefką o którym wspomniałeś,
            Ofens LMA na flopującym Greenie, który sam obejmował go ramieniem i nie wiem co usiłowal zrobić, ale wyglądał jakby go trafił snajper i się udało,
            Podwojenie Greena przez Millsa i Kawhiego, po którym genialnie wybrał piłę w powietrzu Leonard, a chyba Mills dostał faul nie wiadomo za co.

            A Stefka to akurat powinien rzucać osobiste, bo Livingstona ewidentnie wepchnął w Curryego Parker (San Antonio signature move od lat stosowany przez Parkera i Manu Flopu)

            Na szczęście i tak wygrali ci co trzeba :P

            Spoko corso, spadnie na niego znak z napisem “Irony” o wadze 16T, niczym w M. Pythonie, to zauważy ;)

            0
          • Nie dało sie nie wyłapać ironii już po jego pierwszym poście :) Chyba że – biorąc pod uwagę że dziś niedziela – trzyma Ciebie wczorajsza impreza, wtedy w sumie wszystko możliwe ;)

            0
  1. A w ogóle wszyscy się głowią, gadają o rozwiązaniu koszykówki, a tu Wojciech M. od ręki sypnął szczodrze odpowiedzią – co trzeba zrobić, by pokonać GSW? Sprawić, by rzucili mniej, niż 100 punktów. Simple as that, NBA coaches and GMs.

    0
    • Dokładnie taki jest ich plan, widać że szykują się już pod PO bardziej niż inne ekipy. Są zadowoleni tam gdzie są i kto będzie najprawdopodobniej ich przeciwnikiem w pierwszej rundzie PO. Miśki są niewygodne, grają twardo ale będą grali jednak przynajmniej bez M. Gasola, a to jak wiadomo zawodnik zwłaszcza w play off nie do zastąpienia. Poza tym mają na razie szpital, a wcześniej oddali m.in. C. Lee

      0