Skarb Kibica NBA 2015/16: Chicago Bulls

15
fot. Brian McDonald/ NEWSPIX.PL
fot. Brian McDonald/ NEWSPIX.PL

Rok temu Chicago Bulls postrzegani byli jako główny faworyt do wygrania Wschodu i drużyna, która przeszkodzi LeBronowi Jamesowi w poprowadzeniu Cleveland Cavaliers do Finałów NBA. W sezonie 2014/15 Derrick Rose w końcu grał, Jimmy Butler wyrósł na potencjalną gwiazdę, Pau Gasol odnalazł swoją drugą młodość, ale jednak to nie był tak udany sezon dla Bulls jak wielu tego oczekiwało. Zakończył się rozczarowującą porażką w playoffach z osłabionymi przez kontuzje Cavaliers. Teraz Bulls wracają z niezmienionym składem i z nowym trenerem, który ma lepiej wykorzystać ich możliwości. Tym razem mówi się o nich jednak dużo mniej. Nie są już tak często jak przed rokiem wymieniani w gronie kandydatów do tytułu, czy słusznie?

ZMIANY PRZED SEZONEM

Wakacje w Chicago rozpoczęły się od zamieszania wokół Toma Thibodeau. Przez cały sezon pojawiały się plotki, że Bulls będą chcieli się go pozbyć i tak się ostatecznie stało. Początkowo jeszcze mieli nadzieję, że oddadzą go do innej drużyny, ale nie zgłosił się do nich nikt z propozycją wymiany. Dlatego po prostu go zwolnili. Tym samym, po pięciu latach zakończyła się era Thibsa w Chicago. Zastąpił go Fred Hoiberg, pracujący w ostatnich latach na uczelni Iowa State, który już od dłuższego czasu był postrzegany jako główny kandydat na to stanowisko.

Po tej dużej zmianie na starcie offseason, reszta wakacji Bulls była już bardzo spokojna, a wszystko co istotne wydarzyło się do początku lipca. Jimmy Butler, mimo wcześniejszych spekulacji, nie szukał drogi ucieczki do LA, czy krótszego kontraktu w innej drużynie i bardzo szybko podpisał maksymalną umowę na $92 miliony za 5 lat (zawierającą interesujący bonus). Pierwszego lipca warunki nowego kontraktu uzgodnił także Mike Dunleavy, który zdecydował się zostać w Chicago na kolejne trzy lata za $14.4 milionów. Zatrzymano również Aarona Brooksa ($2.2mln/1), natomiast najistotniejszym nowym zawodnikiem jest wybrany w drafcie z numerem 22, 20-letni silny skrzydłowy Bobby Portis.

ROTACJA

bulls15

Kluczowym pytaniem jest to w jaki sposób Hoiberg rozwiąże rotację wysokich. Czy pozostawi w pierwszej piątce Noaha i Gasola, czy też może szukając lepszego spacingu sięgnie po Mirotica. W zeszłym sezonie dużo lepiej niż Noah-Gasol wypadały ustawienia, w których jeden z nich grał właśnie obok Mirotica. Dlatego wydaje się, że ta zamiana może wyjść drużynie na dobre. Tylko czy Gasol (bo pewnie to on musiałby poświęcić miejsce w piątce, żeby być strzelcem z ławki) pogodzi się z rolą zmiennika? Pod nieobecność Dunleavy’ego, na trójce będzie grał najprawdopodobniej Tony Snell.

GRACZE

Derrick Rose. Już tylko wspomnienie o jednym z najbardziej atletycznych koszykarzy w historii NBA. Po raz pierwszy od zerwania ścięgna ACL przed trzema laty Rose miał całe lato 2015 na to, aby skupić się na pracy nad swoją grą. Ale w sezonie 2014/15 opuścił 31 meczów z powodu kontuzji. Jeszcze w preseason rok temu miał kłopoty z kostką, potem w styczniu z prawym biodrem i ze zoperowanym w 2012 roku lewym kolanem. Następnie opuścił cały marzec po zerwaniu łąkotki przyśrodkowej w prawym kolanie. Chodzi o łąkotkę, która zakończyła jego sezon 2013/14 już w listopadzie. Najbliższy sezon będzie kolejnym najważniejszym sezonem w jego karierze. Poza boiskiem czeka go zmierzenie się z zarzutami o gwałt. Na parkiecie poznamy odpowiedź na to, czy potrafi utrzymać się przy zdrowiu i czy będzie w stanie dostosowywać swój przemijający atletyzm, tak aby częściej pomagać Bulls, niż szkodzić. Rose kończył tylko 53% rzutów przy obręczy, 35% rzutów z półdystansu i był dopiero 58. rozgrywającym NBA w asystach pod kosz na minutę… W wieku 27 lat jest nieefektywnym ofensywnym zawodnikiem, który gra na wysokim USG, ale nie wymusza już podwojeń. Bardziej otwarty system ofensywny – granie obok typowego stretch-four – jest w stanie mu pomóc, bo mimo kłopotów ze zdrowiem, wg SportVU kończył bardzo dobre 53% swoich penetracji pod kosz. Powinien zacząć pracować nad swoją grą post-up. Miał w zeszłym sezonie mniej niż 10 takich posiadań punktowych wg Synergy Sports.

Jimmy Butler. Przodownik pracy. Przykład tego, że można. Zadebiutował w Meczu Gwiazd, a po zakończeniu sezonu otrzymał nagrodę dla Most Improved Player, liderując NBA w minutach na mecz (38.7 min.). Był najlepszym graczem Bulls i sercem i duszą tego zespołu. Kontuzje jednak drugi sezon z rzędu zabrały mu kilka tygodni gry. Rozpoczął sezon 2014/15 ze skręconym kciukiem w lewej ręce, w lutym opuścił tydzień po skręceniu ramienia, a w marcu opuścił trzy tygodnie po skręceniu lewego łokcia. W playoffach grał z urazem łydki. Grał jednak o nowy kontrakt i w lipcu podpisał z Bulls pięcioletnią umowę, wartą 93-95,5 mln dolarów. Przed nim pierwszy w karierze sezon gry pod innym trenerem niż Thibodeau, któremu w dużej mierze zawdzięcza to, że dotarł dokąd dotarł. Thibodeau postawił na niego w sezonie 2012/13, a w obliczu kłopotów z kontuzjami Rose’a, ułożył atak zespołu pod drogę indywidualnego rozwoju Butlera. Butler w sezonie 2014/15 przeniósł swoją grę w ataku praktycznie o poziom wyżej. Został lepszym strzelcem za trzy, z półdystansu, kończył efektywniej przy obręczy, dostawał się na linię 6.6 razy PER-36, poprawił się w akcjach jeden na jednego i jako kreator gry pick-and-roll, a przy tym zdobywał fantastyczne 1.35 punktu na 195 posiadań punktowych w kontrataku. W pick-and-rollu po prostu zaczął wjeżdżać do obręczy jak tur, jak przecinak, wyłapując faule jak gwiazda NBA. Na wzroście wartości jego gry ofensywnej, ucierpiała obrona. Chronił obręczy o 8 punktów procentowych gorzej (56%), bywał podejrzanie spóźniony w rotacjach i co może wydać się szokujące – Bulls bronili o 0.1 punktu na 100 posiadań lepiej, kiedy siedział na ławce. Butler już wiosną otwarcie mówił, że musi na nowo skupić się na obronie, udowadniając przy tym, że kompleksowy progres graczy, w połączeniu z tak dużymi minutami, jest nieosiągalny nawet dla zawodników, którzy wydaje się, że pracują najciężej w lidze. Niższe minuty gry u Freda Hoiberga mogą mu pozwolić zachować lepsze zdrowie, rolę w ataku i poprawić obronę, tak aby w playoffach mógł podnosić swoją grę poziom wyżej.

Pau Gasol. Jeden z 3-4 najlepiej wyszkolonych technicznie podkoszowych w historii tej gry. MVP EuroBasketu 2015 i lider przetrzebionej nieobecnościami kadry Hiszpanii, która sięgnęła po złoto w Lille. Wcześniej trochę nieoczekiwany uczestnik Meczu Gwiazd, który wskrzesił swoją karierę po dwóch ciężkich sezonach w Lakers i 10 stycznia 2015 roku pobił swój rekord kariery, rzucając 46 punktów przeciwko Milwaukee Bucks. Na koniec sezonu po czterech latach wrócił do drugiego All-NBA Team. W półfinałach Konferencji Wschodniej został jednak spowolniony przez kontuzję ścięgna udowego w lewej nodze i opuścił dwa przegrane mecze Bulls w serii z Cleveland Cavaliers. Po trzech kolejnych sezonach ciągłego spadku, Gasol w końcu podniósł efektywność swojej gry w post-up do poziomu 0.89 PPP, niszcząc niższych od siebie graczy i napotykając problemy tylko przeciwko równym sobie wzrostem i wyższym. Gasol zaczynał mecze obok Joakima Noaha i z czasem częściej zaczął być kryty przez centrów. U schyłku kariery zrobił coś co niewielu w tym wieku robi, czyli minimalnie poprawił rzut od strony technicznej (ograniczył udział drugiej słabszej ręki) i trafiał fantastyczne 49% w akcjach catch-and-shoot i bardzo dobre 45% z midrange. Trafił też 52% trójek z rogów. W obronie bronił obręczy na poziomie 48%, ale Bulls byli defensywnie lepsi kiedy siedział na ławce i przede wszystkim, kiedy nie grał w parze ze zmagającym się z kontuzjami Joakimem Noahem. To będzie interesujące na jakiej pozycji widział go będzie nowy trener Bulls Fred Hoiberg i czy jego minuty w duecie z Noah zostaną podzielone.

Joakim Noah. Obywatel Świata. Jeden z najbardziej wokalnych i płomiennych graczy ostatnich 20 lat – Kevin Garnett dla bezdomnych. Ma za sobą najgorszy sezon od czterech lat, który stanął pod znakiem jego kłopotów ze zdrowiem. W maju 2014 roku Noah przeszedł zabieg atroskopii na lewym kolanie. Bulls określili ten zabieg “niewielkim”, ale Noah od tego czasu nie był już takim graczem jakim był wcześniej. Bóle kolana powróciły w kwietniu i ograniczyły go w playoffach. Wcześniej spędził cały sezon walcząc ze skręceniem prawej kostki. Noah pozostał plusowym obrońcą i rezerwowym kreatorem z high-post (drugi sezon z rzędu był nr 1 wśród centrów w punktach PER-48 jakie zdobyte zostały po jego asystach – 17.1), ale w dół poszły jego zbiórki, obrona obręczy (52%) i efektywność kończenia przy niej w ataku (tylko 50% – 5. najgorszy wśród centrów NBA). Miał całe lato na doprowadzenie swojego ciała do zdrowia i od jesieni powinniśmy zobaczyć bardziej aktywnego Noaha. Defensywnie wciąż potrafi switchować na niższych kozłujących i cudownie rotować we właściwe miejsca na parkiecie. Ale to jego aktywność i atletyzm podnosiły publiczność z miejsc United Center. Brakowało jej w zeszłym sezonie. Zdobywał tylko 7.2 punktów na mecz – najgorsze od sezonu 2008/09. Będąc zawodnikiem, którego nie kryje się cztery metry od kosza, musi pozostać bardzo plusowym obrońcą, jeżeli granie Noah ma mieć sens w czasach smallballu. Przed nim ostatni rok pięcioletniego kontraktu i możemy być pewni, że zrobi wszystko co w jego mocy, by …robić wszystko co w jego mocy. Noah spędził lato w Santa Barbara, w klinice atletycznej P3 The Peak Performance Project, z której korzysta Kyle Korver, próbując odzyskać stracony atletyzm. W preseason czuł się dużo żwawiej i lepiej.

Nikola Mirotic. Crazy dude – Hiszpan z Czarnogóry, 24-latek z brodą do jabłka Adama, który przy wzroście 208 cm kocha rzucać za trzy po koźle. Historia NBA pamięta niewielu bardziej przebojowych debiutantów z Europy. Mirotić to stretch-four, który gra przodem do kosza. Potrafi rzucić za trzy i ma szybki pierwszy krok, który pozwala mu penetrować. Lepiej się czuje dalej od obręczy, niż bliżej, z uwagi na niedostatki siłowe, ale swoim agresywnym stylu gry potrafił wymuszać fantastyczne 6.2 wizyt na linii PER-36. W reżimie treningowym NBA ma szansę za kilka lat rozwinąć się w zawodnika na 20 punktów. Wcześniej jednak musi zrobić postępy rzutowe. Mimo tego, że kocha rzucać, trafiał zaledwie 26% rzutów po koźle, przeciętne 36% w sytuacjach catch-and-shoot, tylko 34% trójek z rogów i zaledwie 31% trójki ze szczytu i na wprost, czyli te, które widzi najczęściej, jako popująca czwórka. Tom Thibodeau używał go też na pozycji niskiego skrzydłowego, ale to nie było dobre posunięcie, bo Mirotić nie mógł tam korzystać z przewagi szybkości. Ma szansę nawet na grę w pierwszej piątce drużyny Freda Hoiberga i jest kimś kto w szczególności będzie zainteresowany zakusami New York Knicks po Carmelo Anthony’ego. Być może jego nazwisko znajdzie się w propozycji ewentualnej wymiany.

Mike Dunleavy. Jeden z najbardziej intrygujących graczy NBA. Od lat już jego analityczna wartość przedstawia się dużo lepiej, niż ogólna opinia kibiców o nim. Mike D jest jednym z niewielu przedstawicieli otwierającej się nowej ery “gravity” – ery stworzonej dla białych snajperów, którzy potrafią nie tylko rzucać z miejsca, ale robić to po wyjściu zza zasłony, czym skupiają na sobie uwagę więcej niż dwóch obrońców. Dlatego jego rola na boisku jest tak istotna. Ale poza tym Dunleavy ma za sobą szósty sezon z rzędu, w którym jego drużyny były lepsze w obronie z nim na parkiecie, niż gdy siedział na ławce. Etatowo znajduje miejsce w Top10 zawodników, którzy wymuszają najwięcej fauli ofensywnych. Dunleavy przez kilka kolejnych sezonów utrzymywał się przy zdrowiu. Niestety w połowie zeszłego sezonu opuścił ponad miesiąc gry z powodu skręcenia prawej kostki, a latem odezwały się bóle pleców. Bulls próbowali wykorzystać wszelkie metody terapii, zanim zdecydowali się na zabieg mikrodyscektomii. Dunleavy przeszedł operację 25 września i ma wrócić do gry najwcześniej 25 listopada, najpóźniej w pierwszym tygodniu grudnia. W ten sposób straci obóz przygotowawczy i najpewniej straci też miejsce w pierwszej piątce, której był przez dwa ostatnie sezony cichym, ale ważnym uzupełnieniem. Problemy z kostką sprawiły, że w dół poszła cała jego gra po tzw “curlach”, penetracje pod kosz i wizyty na linii. Rzucał więcej z daleka, ale trafiał bardzo dobre 43% po akcjach catch-shoot i świetne 45% trójek z rogów. W dół poszła jednak też jego obrona – mobilność i szybkość. Czy w wieku 35 lat wykaraska się i wróci jeszcze do poziomu jaki reprezentował przed kontuzją kostki i pleców? Czy też jest to już zmierzch gracza, o którym Michael Lewis mógłby napisać przynajmniej kilka zdań.

Tony Snell. Trzecioroczniak z Kalifornii spędził lato pracując nad kozłem, ale skupił się przede wszystkim na pracy na siłowni. 24-letni Snell – “3&D in the making” – przychodził do NBA, ważąc 88 kilo. Teraz wg doniesień waży już 102 kilogramy i wobec kontuzji pleców Mike’a Dunleavy’ego, ma szansę na starcie sezonu wywalczyć sobie miejsce w pierwszej piątce Freda Hoiberga. U Toma Thibodeau dopiero w drugiej części sezonu wywalczył sobie stałe minuty w rotacji. Był jednak na krótkiej smyczy. Snell był zdecydowanie lepszym graczem niż w swoim debiutanckim sezonie, robiąc postępy po obu stronach boiska. Potrafi atakować w linii prostej i wciąż jeszcze nie posiada rozwiniętej gry pull-up w półdystansie (35% z rzutów po koźle). Podniósł jednak skuteczność rzutów za trzy do 42% z rogów boiska i znośnego 35% ze szczytu/skrzydeł. Jeśli będzie kontynuował rozwój rzutowy, łatwiej będzie mu atakować tzw closeouty. Nie umie jeszcze dostać się na linię, bo nie kozłuje dobrze, ale kończy przy obręczy obiecujące 62%. Na korzyść dla niego powinny działać też plany Hoiberga, aby grać szybciej. Dodatkowe kilogramy powinny natomiast przełożyć się na lepszą obronę. Już w zeszłym sezonie Snell ograniczał rywali do fatalnego – dla rywali – 0.63 PPP w grze jeden na jednego i 0.64 w sytuacjach off-screen. Snell ma szansę wychować siebie samego na “3&D gracza”, wraz z poprawioną pewnością gry. Póki co, unika kłopotów ze zdrowiem, co jest kluczowe, bo pozwala mu to na ciągły rozwój.

Taj Gibson. Mógłby już teraz uczyć obrony młodych podkoszowych NBA. Doskonale rozumie kąty w pick-and-rollu, znakomicie switchuje na niższych graczach, potrafi przetrwać w obronie na bloku, a elitarny wingspan (224 cm) pozwala mu kontestować rzuty przy obręczy (45-46% na przestrzeni dwóch ostatnich sezonów). Jego aktywność w obronie kolejny sezon obniża jego wartość na bronionej tablicy. Kontuzje Derricka Rose’a otworzyły mu za to w poprzednich sezonach możliwość przejęcia większej roli w ataku. Gibson rozwijał swoją grę tyłem do kosza i w sezonie 2013/14 miał niesłychane jak na gracza rezerwowego 376 posiadań post-up wg Synergy Sports. Ale w ostatnim sezonie dopadły go duże kłopoty z obiema kostkami, zwłaszcza z lewą. To spowolniło go atletycznie przez większość sezonu i doprowadziło do operacji lewej kostki, która wyłączy go z gry na czas obozu treningowego. Gibson wyznał też latem, że od lutego grał z zerwanym więzadłem w kciuku. Stracił więc lato, które mógł wykorzystać na dalszą poprawę swojej gry, m.in. dodanie rzutu za trzy. W sezonie 2014/15 zagrał już tylko 188 punktowych akcji w post-up, choć zdobywał najlepsze w karierze 0.93 PPP. Bez rzutu za trzy i bez umiejętności dobrego podawania piłki, jest jednak graczem na wskroś nieefektywnym ofensywnie, jeśli gra na pozycji nr 4. Trafiał tylko 41% rzutów z midrange. Jaka będzie jego rola, gdy wróci do rotacji nowego trenera Freda Hoiberga? Czy Gibson grał będzie jako czwórka w nowoczesnej NBA, czy też pozostałą część kariery spędzi jako smallballowy center?

Aaron Brooks. To Aaron Brooks – myślisz, że co się zmieniło? Brooks ma za sobą dobry sezon w roli zmiennika Derricka Rose’a. W systemie defensywnym Toma Thibodeau nie ginął już w obronie, zdobywał 11.6 punktów z ławki rezerwowych i trafiał 39% rzutów za trzy. Aż o 5 punktów procentowych podniósł skuteczność pull-up jumperów (38%) i penetracji pod kosz (47%). Jego 9.1 punktów w drive’ach PER-48 było tylko ciut niższe niż to Rose’a (9.6) i Kyrie’ego Irvinga (9.1). A z dystansu trafiał 40% trójek ze szczytów/skrzydeł. To był dobry rok dla Brooksa, który w wieku 30 lat gra przeciwko ogromnemu zagrożeniu tego, że pierwsza poważniejsza kontuzja może go wyrzucić z ligi na stałe. Oto jest bowiem mierzący tylko 182 cm wzrostu rzucający rozgrywający, który nie umie kreować ludzi w penetracjach (jeden z najniższych poziomów asyst pod obręcz na tej pozycji w NBA) i czasem nawet bronić swojego cienia. To niesamowite, że ktoś kiedyś dał mu nagrodę dla Most Improved Player. W czasach analityki byłoby to nie do pomyślenia.

Kirk Hinrich. Captain Kirk, Kendrick Perkins rozgrywających. W wieku 34 lat może Cię zabić na ulicy i każdą dobrze zapowiadającą się zagrywkę. Od dwóch lat skuteczność jego rzutów za trzy to 35%, a skuteczność jego rzutów za dwa… heh. W sezonie 2014/15 przypominał worek treningowy, zmagając się z kontuzjami klatki piersiowej, ścięgna udowego i palca u stopy. Przede wszystkim jednak od grudnia narzekał na bóle lewego kolana, które narosły w kwietniu, tuż przed playoffami. “Narzekał” – to złe słowo. Kirk Hinrich nie narzeka. Po zakończeniu sezonu wykorzystał opcję w kontrakcie na sezon 2015/16, która jak można było przypuszczać nie doprowadziła kibiców Bulls do parady i confetti. To jednak człowiek organizacji, legenda klubu. Poza sezonem 2010/11 gra w koszulce Bulls od 2003 roku. Może czeka go jeszcze jeden wielki moment w playoffach, …a może nie. W sezonie 2014/15 był gorszy niż sezon wcześniej, bo kłopoty zdrowotne ograniczyły jego obronę, a asysty generowały aż 4.5 punktu mniej, niż sezon wcześniej. Był też 4. najgorszym zbierającym w obronie rozgrywającym ligi. Od autora: Autor nie jest fanem Kirka Hinricha z uwagi na to w jak brutalny sposób potrafi faulować Kirk Hinrich. Autor pragnie jednak zauważyć, że w ostatnim sezonie Kirk Hinrich nie był tak niepotrzebnie agresywny, przez co autor mniej go nie lubi.

E’Twaun Moore. Combo-guard, minusowy gracz, który przed sezonem 2014/15 podpisał dwuletni kontrakt z Bulls i był używany sporadycznie. W marcu miał wielki mecz przeciwko Oklahomie City Thunder, gdy najpierw ujarzmił tornado zwane Russell Westbrook, a na 2,1 sek. przed końcem trafił trójkę na zwycięstwo. Tweet z gratulacjami od Joakima Noaha miał 2300 lajków:) Podobni mu gracze tułają się jednak po całym świecie i Moore ma szczęście, że agent znalazł mu rok temu fanów w osobach managementu Bulls. Zamiast sylwetki więc kilka ciekawych faktów… Wszyscy w rodzinie Moore’a mają imiona na “E”. To kilka faktów, bo w rodzinie jest kilka osób. 0.68 PPP w pick-and-rollu niestety większej furory nie zrobi, ani 32% skuteczności z rzutów za trzy na wprost kosza i ze skrzydeł. Lubi pieczone ostrygi i retweetuje ludzi, którzy wygrali jego koszulkę w turnieju beer-ponga. To dobry gość, lepszy niż Kirk Hinrich.

Doug McDermott. Syn trenera, shooter, trochę pyza. Rywalizuje z Tylerem Johnsonem z Miami o miano najlepszego koszykarza w historii Grand Forks, w stanie Płn Dakota. Tylko 2300 punktów potrzebuje, by wyprzedzić Marka Landsbergera i zostać najlepszym strzelcem tego stanu w historii NBA. Ale Dougie McBuckets rozpoczął karierę w NBA tak jak biali skrzydłowi ją …kończą. Na początku grudnia 2014 roku zerwał łąkotkę w prawym kolanie. Wrócił do gry po niespełna dwóch miesiącach, ale potem w marcu kontuzjował plecy. Nie udało mu się zaskarbić zaufania Toma Thibodeau i dokończył sezon na ławce. Ale gdy grał, to trafił tylko 13 z 41 trójek i 40% rzutów z gry. McDermott potrafi punktować zewsząd – teoretycznie może grać na trzech pozycjach, o ile tylko będzie w stanie bronić na którejkolwiek z nich. A tego wciąż nie wiemy. Thibodeau jechał z nim mocno – bo tak jak Dougie świetnie porusza się bez piłki, tak gdyby miał kryć samego siebie, to oddałby sobie 100 punktów w meczu. McDermott nie tracił jednak czasu i już trzy po zakończeniu playoffów pojawił się w hali, by ćwiczyć dalej. Pracował ostro nad wzmocnieniem siły fizycznej, bo w tym aspekcie jego niewyrzeźbiona sylwetka pozostawia wiele do życzenia. Jego nowy trener Fred Hoiberg podkreśla, że sekretem do jego postępów będzie zdobycie pewności siebie. W obliczu kontuzji Mike’a Dunleavy’ego otrzyma wiele szans, by ją zdobyć. Trafienie tylko 2 z 16 rzutów podczas Ligi Letniej nie pomogło mu jej nabrać. Był też drugim najgorszym skrzydłowym sezonu 2014/15 w punktach PER-48 kreowanych po swoich asystach, więc przydałoby się, gdyby sam umiał zrobić tak by to pomarańczowe okrągłe wpadało do tego okrągłego zamocowanego na tablicy.

Bobby Portis. Człowiek Kijanka. Jeden z najbardziej intrygujących graczy Draftu 2015, wybrany z nr 22. Portis to aktywny, mierzący 210 cm stretch-four, który potrafi zdobywać punkty na wiele różnych sposobów, ale przede wszystkim kocha swój jump-shot. Jak on go kocha! Nie jest najlepszym obrońcą i naprawdę, naprawdę nie umie podawać, ale potrafi zbierać piłkę na wysokim poziomie. W Lidze Letniej w Las Vegas trafił bardzo dobre 5 z 12 rzutów za trzy, po tym jak w drugim i ostatnim roku collegu trafił 14 z 30. Portis nie ma jednak jednego skillu, który mógłby stać się elitarny na poziomie NBA. Jest też obdarzony mocno przeciętnym atletyzmem jak na czarnoskórego gracza. Jest szybki, ale będzie brakować mu siły, by stawiać dobre zasłony, bronić ludzi w post-up i bić się wokół tablic. Przypomina trochę gorszą wersję Starzejącego Się Antawna Jamisona. W najbliższym sezonie Bulls ma szansę złapać trochę minut na starcie sezonu, jeśli powrót Taja Gibsona po kontuzji będzie się przedłużał.

TRENER: FRED HOIBERG

Fred Hoiberg grał w NBA przez 10 lat, z czego cztery sezony spędził w Chicago. Zakończył karierę w 2005 roku, kiedy musiał poddać się operacji serca. Po czym dołączył do managementu Minnesoty Timberwolves. W 2010 roku został trenerem na uczelni Iowa State. Przez pięć lat wygrał tam 67.3% meczów, a jego największym sukcesem był awans do Sweet 16 podczas zeszłorocznego turnieju NCAA. Jest entuzjastą szybkiej koszykówki i w takim stylu grali też jego Iowa State Cyclones, którzy co roku plasowali się w czołówce efektywności ofensywnej w Konferencji Big 12. I właśnie poprawa ataku Bulls ma być jego głównym celem w nadchodzącym sezonie. Pod wodzą Hoiberga, Bulls mają grać dużo szybciej i stawiać na jak najlepszy spacing. Poprzednio byli w trzeciej dziesiątce pod względem tempa gry (95.35) i liczby akcji w transition (11.9% ich całego ataku), a także tylko na poziomie ligowej średniej w liczbie oddawanych rzutów zza łuku (22.3). Inną istotną zmianą związaną z pojawianiem się Hoiberga mają być dużo lepsze relacje na linii trener – management. Został wybrany przez generalnego managera Gara Formana, którego jest dobrym znajomym. Thibodeau był natomiast mianowany przez właściciela i nie potrafił znaleźć wspólnego języka z GMem.

W NAJLEPSZYM WYPADKU

Derrick Rose po raz pierwszy od kilku lat nie spędził wakacji na rehabilitacji, tylko mógł normalnie przygotować się do sezonu (zanim kontuzja oczodołu nie wykluczyła go na chwilę z preseason), co daje nadzieję, że będzie jeszcze więcej miał tych momentów, w których przypomina dawnego siebie. Ale to wcale nie on musi być pierwszoplanową gwiazdą i raczej nią już nie będzie. Jimmy Butler po świetnym poprzednim sezonie, w którym zdobywał po 20 punktów i zadebiutował w All-Star Game, powinien robić dalsze postępy, umacniając swoją pozycję w gronie gwiazd ligi. Coraz lepszy ma być także Nikola Mirotic, który był jednym najlepszych debiutantów poprzedniego sezonu. A do tego Pau Gasol podczas EuroBasketu zaprezentował wyśmienitą formę. Bulls dysponują grupą bardzo dobrych zawodników, natomiast Hoiberg ma w sposób jeszcze lepszy niż Thibodeau poukładać te klocki. W Chicago chcieliby skopiować to, co w poprzednim sezonie wydarzyło się w Oakland. Z jednej strony postawili na kontynuację, zatrzymując wszystkich swoich najważniejszych zawodników, ale równocześnie zmienili trenera i mają nadzieję, że to jest jedyny upgrade jakiego potrzebują, żeby zrobić krok w stronę mistrzostwa. Thibodeau zarzucano, że za bardzo eksploatuje swoich zawodników nie tylko długimi minutami gry, ale i ciężkimi treningami, a do tego nie potrafił lepiej wykorzystać potencjału ofensywnego swojej drużyny (mimo wszystko byli w Top-10 ataku). Hoiberg ma być jak Steve Kerr Wschodu. Wprowadzić nowe pomysły, usprawnienia i przede wszystkim rozkręcić grę w ataku, ale też Bulls nie powinni zapomnieć o swojej obronie. Większość zawodników spędziła kilka lat u Thibodeau, więc dobrze zostali przeszkoleni pod względem defensywy. To ma być sezon Bulls.

NAJGORSZY SCENARIUSZ

Bulls od długiego czasu mają problemy z kontuzjami i niestety nic nie wskazuje, żeby tym razem miało być inaczej. Już przed rozpoczęciem obozu przygotowawczego stracili Mike’a Dunlevy’ego, który musiał poddać się operacji pleców. Opuści pierwszy miesiąc sezonu i to może negatywnie wpłynąć na jego postawę w całych rozgrywkach, bo tak to często bywa w przypadku kłopotów z plecami. Rose ledwo rozpoczął treningi, a już po raz kolejny wylądował na stols operacyjnym. Na szczęście nie jest to coś, co powinno odbić się na jego grze, choć jego kolana już zawsze będą pod dużym znakiem zapytania. W zeszłym sezonie grał, jednak stracił też sporo spotkań przez operację kolana w drugiej części. Ale nawet jeśli będzie zdrowy, można obawiać się o jego problemy poza parkietem związane z oskarżeniem o gwałt. O to czy nie będą mu przeszkadzały, jak również o to, jak na boisku i w szatni będzie układała się jego współpraca z Butlerem. Już w czasie wakacji było trochę spekulacji, że się nie dogadują i że jest między nimi rywalizacja o to, kto jest liderem. Obaj zaprzeczają, ale Butler podobno nie jest zachwycony etyką pracy swojego kolegi i jeśli ten sezon nie będzie się układał po myśli drużyny, wszelkie nieporozumienia mogą zacząć wychodzić na światło dzienne i stawać się poważnym problemem. Wracając do kwestii zdrowotnych – jest jeszcze Taj Gibson, który w wakacje przeszedł operację kostki i na starcie sezonu nie będzie w pełni formy. Pod koszem Bulls mają głębię, gorzej jednak z obwodem. Brak Dunlevy’ego już jest sporym kłopotem, bo na ławce są tylko Tony Snell i drugoroczniak Doug McDermott, który w pierwszym sezonie mało co grał. Nie można też zapominać, że ich trener dopiero będzie uczył się NBA. Co prawda w poprzednim sezonie przekonaliśmy się, że nawet debiutant może zdobyć mistrzostwo, ale nie oszukujmy się, nie każdy nowy coach będzie jak Kerr. Póki co, Hoiberg to duży znak zapytania. Tych potencjalnych przeszkód jest na tyle dużo, że istnieje realne ryzyko, że Bulls po raz kolejny nie sprostają oczekiwaniom.

6G TV

CO LUBIĘ

Michał Kajzerek: Nowy kontrakt dla Jimmy’ego Butlera. W świetle ostatnich niefortunnych wydarzeń wokół Derricka Rose’a, to Jimmy przejmuje pałeczkę lidera drużyny i to on w przyszłym sezonie wielokrotnie będzie decydował o losach drużyny. Podoba mi się też jego stanowczość w kontaktach z Rosem. To widać, że panowie trzymają się na dystans. Butlerowi takie relacje służą. Więcej problemów w czasie sezonu może mieć za to Rose odcięty od egzekucji.

Przemek Kujawiński: Zmianę na stanowisku trenera. Nie wiem wciąż, co myśleć o Fredzie Hoibergu, ale wiem, ze zmiana była w Chicago potrzebna. Większość trenerów w tej lidze ma swoją datę przydatności i w przypadku Toma Thibodeau ta została przekroczona. Nowy początek nie będzie łatwy w klubie, w którym kadrowo zmieniło się niewiele, ale innej opcji nie było.

Maciej Kwiatkowski: Pozostawienie tego samego składu. Bulls zagrają drugi sezonem tym samym składem, wraca aż 99% minut z zeszłego sezonu (Nazr Mohammed, nie będziemy tęsknić) i w ten sposób zyskują ciągłość. Nowy trener może podrasować role niektórych graczy i prawdopodobnie w mniejszym stopniu polegał będzie na duecie Gasol-Noah – bardziej rozdzieli ich minuty. Nie musi już jednak zgrywać zawodników ze sobą, bo ci znają się doskonale.

Piotr Sitarz: Nową jakość w ofensywie. W pierwszym meczu preseason, w czwartej kwarcie Bulls szybko przeszli do ataku, Aaron Brooks podał do Douga McDermotta, ten złapał piłkę, minął obrońcę i trafił floater z paint. Była 7 sekunda akcji. Jedno symboliczne posiadanie nawet w preseason mówi wiele o tym, jak zmienia się tożsamość Chicago Bulls. Być może poprawa jakości, nie przełoży się na wynik, ale od początku będzie szybciej, mniej schematów, więcej biegania, a po zaledwie jednym przedsezonowym meczu widać, że zawodnicy Bulls po prostu lepiej się ustawiają, maksymalizują odległości, tak aby gracze w rogu i na skrzydle stali jak najdalej od siebie.

Adam Szczepański: Koniec ‘kłótni na górze’. To była chora sytuacja, że GM nie potrafił dogadać się z trenerem i co chwilę wchodzili sobie w drogę. W takiej atmosferze trudno budować dobrze funkcjonujący zespół. Teraz GM Gar Forman wreszcie ma swojego człowieka, więc miejmy nadzieję, że to uzdrowi sytuację w klubie.

CO MI SIĘ NIE PODOBA

Kajzerek: Pod-kosz. Ciągle podkoszowa rotacja wygląda, jakby była eksperymentem, a nie konkretnym rozwiązaniem. Ustawianie line-upów z uwzględnieniem Gibsona, Gasola, Noaha i Mirotica będzie dla Freda Hoiberga bardzo kłopotliwe, bo trzech z tej czwórki w poprzednich rozgrywkach nie było w stanie grać na regularnym poziomie. Frontcourt będzie ustalał to, w jaki sposób gra będzie wychodziła z obwodu, czy to w rękach Rose’a, czy Butlera.

Kujawiński: Talent większy niż wspólna wartość. To będzie piekielnie trudne zadanie, by ten szalenie utalentowany skład wyglądał wspólnie bardzo dobrze. Bulls udowadniają, że w NBA wartość to coś więcej niż suma całości. Trójka podkoszowych Gibson-Noah-Gasol nie może wyglądać wspólnie dobrze. Szczególnie, jeśli Derrick Rose ma mieć miejsce, by atakować obręcz (pomijając to, czy wciąż jest w stanie). Z drugiej strony, czy Hoiberg odważyłby się grać kimś z duetu Gasol-Noah z ławki? Kontuzja Mike’a Dunleavy’ego tylko komplikuje sprawę wątpliwego spacingu. Bulls mają ładne klocki, ale każdy z innego zestawu.

Kwiatkowski: Atmosfera wokół zespołu. Derrick Rose zmaga się z krytycznym czasem w swojej karierze, kiedy jego głowa wciąż trzyma go jeszcze w Top-10 graczy ligi, a ciało już nie i to bardzo nie. Wydaje się, że już doszło do podziałów w szatni. Zastanawiam się czy Fred Hoiberg opanuje ją, po tym jak Tom Thibodeau zostawił mu smycz przy linii bocznej boiska.

Sitarz: Nie wiem od czego zacząć… Kontuzje, Derrick Rose, Jimmy Butler na pozycjach 2/3 i długo długo nic, piłka w rękach Joakima Noaha. To na pewno nie jest zespół na coś więcej niż Finał Konferencji, może nawet słabszy od ubiegłorocznego, jeśli weźmiemy pod uwagę nowy system i to, że niektórzy gracze mogą do niego nie pasować. Nie jestem zachwycony również tym, że management Bulls po podpisaniu kontraktu z nowym coachem, biernie zachował się w offseason. To prędzej czy później odbije się na dyspozycji zespołu.

Szczepański: Pożegnanie Thibsa. To, że management nie dogadywał się z trenerem, wiedzieliśmy od dawna i to musiało zakończyć się rozstaniem. Ale styl w jakim Bulls to zrobili, pozostawiał wiele do życzenia. Oficjalnie informując o zwolnieniu, właściciel wytykał mu odejście od kultury zespołu, zamiast podziękować za te kilka świetnych lat. Można nie lubić Thibodeau, ale nie da się ukryć, że to był najlepszy okres Bulls od czasów MJ’a.

MÓJ GRACZ

Kajzerek: Derrick Rose. Bez względu na zagmatwane relacje z Butlerem, na chlapanie jęzorem i cały nietakt Rose’a, jego jakość w grze będzie odbijała się na efektywności systemu Freda Hoiberga. Albo gra dostanie w końcu Rose’a będącego częścią drużyny, albo Rose’a forsującego w swoim własnym świecie zagrania docelowo przywracające jego status All-Stara. Głęboko liczę na to, że Rose ogarnie głowę, bo od tego się wszystko dla zawodnika zaczyna.

Kujawiński: Nikola Mirotic. Zawodnik klucz dla sukcesu Freda Hoiberga w Chicago. Jeśli poprawi selekcję rzutową i zacznie trafiać około 40% za trzy, może uratować ten sezon Bulls. Jedyny gracz we frontcourcie drużyny, który da jej trochę elastyczności i nieprzewidywalności.

Kwiatkowski: Nikola Mirotic. Nie oglądałem go praktycznie w ogóle w Europie, dlatego przed rokiem byłem ostrożny w typowaniu kim może być w swoim pierwszym sezonie w NBA. A był szalony, był funky. Gość rzucał trójki z kozła, mimo tego, że jest czwórką. Grał przebojowo i bezkompromisowo. Lubię go oglądać.

Sitarz: Jimmy Butler. Będzie dostawał się pod obręcz więcej niż 5 razy w meczu. Każdy, dosłownie każdy topowy gracz z pozycji 2 i 3 prowadzi atak swojego zespołu. Butler zaczął rok temu. W tym sezonie w grze nie podlegającej tak mocno rygorom playbooka, w grze w sporym stopniu opartej na decyzjach zawodników ma nowe zadanie: oprócz punktów dla siebie, musi kreować partnerów. Jego synergia z np. Nikolą Miroticem, w zasadzie z każdym spot-up shooterem, to coś z czego fani Bulls będą mocno zadowoleni.

Szczepański: Nikola Mirotic. Od początku jestem jego fanem i mam nadzieję, że teraz będzie jeszcze częściej wykorzystywany, co pozwoli mu dalej podbijać NBA. Myślę, że obok Butlera powinien być głównym filarem przyszłości Bulls.

Nasze typy

Kwiatkowski: 6. miejsce na Wschodzie. To prawdopodobnie niżej, niż powszechny typ, ale zawsze dobrze typuję sezony Bulls:) Wytłumaczę: rola Toma Thibodeau w tym zespole była niedoceniana. Atak nie był wcale tak skostniały jak wieść niesie, a historie z graniem zawodnikami dużych minut były w pewnym sensie przesadzone, bo ta drużyna miała i wciąż ma małe zaplecze na pozycjach 1-3. Wątpię w to czy Rose i Noah – przede wszystkim Rose – będą w stanie wrócić do dawnego poziomu gry. Poza tym atmosfera… Tam gdzie jest dużo dymu, tam jest też i ogień. Plus nie chcę wciskać kitu – przyznam, że nie znam trenera, więc po prostu typuję ostrożnie. Jestem zaintrygowany Chicago, bo moje typy na sezon Bulls w ciągu ostatniego miesiąca rozpięły się między: będą czarnym koniem do tytułu, a nie zrobią playoffów…

Szczepański: 3 miejsce na Wschodzie. Przewiduję, że to będzie podobny sezon do poprzedniego, z lepszymi momentami, kiedy będziemy mówić o nich jak o kontenderach i tymi znacznie gorszymi, kiedy będziemy się zastanawiać czy Butler i Rose rzeczywiście mają ze sobą problem. Mają dużo talentu, dlatego powinni pozostać w czołówce Wschodu, ale nie daję im realnych szans na walkę o tytuł.

Poprzedni artykułKlay Thompson ma już dość słuchania o szczęściu Warriors, to Clippers nie dotrwali do pojedynku z nimi
Następny artykułNowości preseason: Atak w Portland i Charlotte, problemy Cousinsa i Noela

15 KOMENTARZE

  1. Świetny pomysł z 6G TV – wyszło elegancko i profesjonalnie – brawa.

    Co do Bulls – moje zdanie jest bardzo podobne do Maćka – typuje w okolicach 5ego seedu. Panowie mają czas do końca RS złapać wspólny rytm i znaleźć język między coachem a reszta zespołu. W RS może się wahać od bdb meczów do bardzo słabych, ale myślę że Gasol czy Mirotic będą beneficjentami nowego systemu w którym więcej będzie biegania i szybko podejmowanych decyzji niż True grit. W PO natomiast mogą być już siłą, ale tutaj króluje stara śpiewka o pozostaniu graczy w zdrowiu.

    0
  2. Co do wymiany Melo to po pierwsze fajnie byłoby zobaczyć co z tą drużyną zrobi Hoiberg. Jeżeli przewidywania wszystkich się sprawdzą czemu nie zrobić trade’u Rose’a za Melo? Na Trade Machine się zgadza, Rose by pograł sezon + kawałek tego w blaskach NY, a Knicksi by na to poszli, bo i tak idą w przebudowę, więc zawsze to 2 lata Melo mniej.

    Mirotica bym nie pozwolił oddać, jeżeli Knicks żądaliby więcej to możliwe byłoby oddanie jednego z dwójki Pau/Taj, choć palce mi krwawią jak to piszę. Jak dla mnie nie ma co żyć sentymentami i piątka Hinrich – Butler – Melo – Mirotic – Noah (Taj/Pau) jeżeli pominiecie mój żart z kapitanem Kirkiem jest fun-to-watch i ma sens na papierze. Czegoś nie widzę?

    0
    • Dokładnie o tym samym myślałem podczas oglądania materiału. Skoro Bulls to już nie jest drużyna Rose’a to ja bym się z nim bez żalu pożegnał w zamian za Melo. Za rok, dwa, przy większym salary cap jego kontrakt nie będzie już tak raził jak obecnie więc czemu nie?

      0