W ostatnich dniach wokół NBA dzieje się tak mało, że nawet w siedzibach ligi zrobiło się sennie. Ale inteligentni ludzie nigdy się nie nudzą, więc Adam Silver i spółka stwierdzili, że to najlepszy czas, by delikatnie zainterweniować w najbardziej dramatycznej sprawie Ameryki od czasów “Sprawy Kramerów”. O ile poproszenie kogokolwiek o zapłacenie 10 tysięcy dolarów można nazwać czymś delikatnym (wiem, wiem, gracze NBA zarabiają miliony bla, bla bla…). Za co? No właśnie. NBA wydała dzisiaj oświadczenie, w którym czytamy:
Markieff Morris z Phoenix Suns został ukarany grzywną w wysokości 10 tysięcy dolarów za publiczne, szkodliwe dla NBA oświadczenie. Oświadczenie to dotyczyło jego chęci opuszczenia Suns.
Chcesz czytać dalej?
Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.
Subskrybcja
Uzyskaj dostęp dopełnej treści artykułów.
Cóż, wydawało mi się, że bracia negocjowali kontrakt z PHX jako jedna strona umowy. W tym sensie oburzenie Markieffa jest jak najbardziej oczywiste. W dodatku jego sposób zachowania w mediach nie zaskakuje mnie, bowiem jest efektywny – sam mam doświadczenia w zakresie tego jak rozmawia się z “silniejszym partnerem” kiedy są media a także kiedy ich nie ma.
Markieff wykonał kawał dobrej roboty dla swojego interesu. Mógł to zrobić lepiej, ale nie zrobił tego źle.
NBA musi uważać co robi bo Markieff obrazi się-tym razem na nich.
Suns się zdziwią, jak wolni agenci obrażą się na Arizonę. Inni gracze obserwują jak organizacja traktuje zawodników. Nie zamierzam bronić Markieffa, ale to Phoenix traci najwięcej w tej grze obecnie.
Jaaaasne… na pewno nikt nie będzie chciał przyjść do PHX bo ‘wytrejdowali’ Kiefowi brata
Tylko czekać na komentarz Markieffa, że nie wiąże swojej przyszłości z NBA i przenosi swoje talenty do Chin…
Takie rzeczy sie dzieją że zawodnicy dowiadują sie na lotnisku przed wylotem na mecz wyjazdowy że zostali wymienieni i mają pakować sie w inny samolot i nikt nie płacze. Tak samo próby wymian zawodników są cały sezon robione tylko nie zawsze do nich dochodzi i nie zawsze o nich wiemy, presja na zawodnikach zarabiających taka kase jest zawsze.Z najnowszych historii ile razy Lakers próbowali wymienić Gasola i on zawsze zachowywał sie profesionalnie bo mimo nie udanej próby wymiany Lakers dalej wpłacali mu na konto $ a jego kalibru był graczem a nie robił kwasu szanował pracodawce. Suns chcieli sie wzmocnić nie mając bardzo szans ale próbowali maja troche bałagan za sterami ale nie tankują, pamientam sezon jak zaczeli 0-13 i weszli do play offs pod innym włascicielem ale raczej nie tankują.Kim jest w tej lidze Morris co osiagnął co wygrał zeby tak sie zachowywać to jest działanie na szkode pracodawcy który ci płaci kosmiczne pieniadze.
Pau Gasol rzeczywiście dał radę i wytrzymał. Ale z tej samej nieudanej wymiany Lamar Odom się zagotował i raz dwa wylądował w Dallas (o ile dobrze pamiętam). Nie każdy będzie taki grzeczny jak Pau. A w tym przypadku bardziej chodzi o niedotrzymanie obietnicy wspólnej gry braci i rozdzielenie ich bez słowa niż o próbę pozyskania Aldriga’a. Biznes biznesem ale nie oczekuj, że łamiąc zobowiązania druga strona będzie bez szemrania je akceptować i robić dobrą minę do złej gry. Tankowanie w tym przypadku nie ma znaczenia (ale może mieć w przypadku innych graczy). A szacunek do pracodawcy ma potem znaczenie – Mark Gasol nawet nie chciał rozmawiać z Lakersami właśnie ze względu jak mu brata traktowali, i co dobrze na tym wyszli z punktu widzenia czasu? Nie wiemy o co poszło z Dragicem, ale też powiedział, że nie widzi przyszłości, że stracił zaufanie do zarządu klubu i że nie podpisze nowego kontraktu. Nie chcę bronić Markieffa, ale wina tutaj w większości leży po stronie Suns.
Zobowiązania są określone w kontrakcie. Cała reszta jest naiwnością.
Jasne, dlatego potem ludzie wychodzą z pracy 16:00:01, niezależnie od tego czy są papiery do zrobienia. Nie przyjmują klientów na 5min przed zamknięciem, plują szefowi do kawy i robią dokładnie tyle ile mają w opisie stanowiska i za Chiny Ludowe i Demokratyczne nie posprzątają z podłogi, bo to nie ich działka i tak dalej i końca nie widać. Można mieć pracownika i można mieć kogoś kto przychodzi do pracy. Naiwnością to jest wierzyć, że po tym co się stało z uśmiechem na ustach pan M będzie budował wielkość Phoenix Suns. Będzie przychodził do pracy i tyle.
To już demagogia.