Czarna owca w historii San Antonio Spurs

6
fot. YouTube/NBA

Dziś już prawie nikt tego nie pamięta, ale pierwsze sześć lat swojego istnienia San Antonio Spurs spędzili w Dallas, gdzie wołano na nich Chaparrals. Nawet wtedy jednak niewiele osób o tym wiedziało. Na ich mecze przychodziła garstka kibiców, a najbardziej emocjonujące wydarzenia tej części ich historii to bójki ich grającego trenera Cliffa Hagana (kilkanaście lat wcześniej wymiana z jego udziałem odmieniła oblicze NBA) i rasistowski skandal, po którym czarni gracze odmówili udziału w obozie przygotowawczym. Wszystko zmieniło się w 1973, gdy były bokser i sprzedawca hot dogów Angelo Drossos sprowadził klub do San Antonio i kilka miesięcy później pozyskał chudego młodzieńca, na którego wołano Iceman. Tak zaczęła się historia Spurs, którą można streścić w sześciu słowach.

George Gervin, David Robinson, Tim Duncan.

Trzy legendy. Klasa na parkiecie i poza nim. Trzy twarze, trzech różnych epok. Twarze, o których marzy każdy klub. Kariery Gervina, Robinsona i Duncana pokrywają 35 sezonów San Antonio. Gervin do dziś jest ukochaną postacią w lokalnej społeczności, gdzie pomaga dzieciom z nieuprzywilejowanych rodzin. Robinson to właściwie chodzący święty. Duncana znacie bardzo dobrze. Kibice Spurs mieli to szczęście, że ich klub zawsze w swojej historii miał w składzie supergwiazdę, która była wzorem do naśladowania.

Zawsze?

George Gervin został wymieniony do Chicago Bulls przed sezonem 1985/86. David Robinson zadebiutował w roku 1989. Co działo się z drużyną w międzyczasie? Otóż również miała swojego bohatera, który z początku zdawał się być idealnym kandydatem na nową twarz klubu. Gervin musiał odejść, bo za jego plecami czekała już kolejna wielka gwiazda. 22-letni obrońca, który szybko skradł serca miejscowych kibiców. Jak na łamach Sports Illustrated w 1986 roku pisał o nim Jack McCallum:

Prawie nie zdając sobie z tego sprawy, stał się duszą miejscowej społeczności, czego Gervin nigdy nie dokonał. Kiedy orkiestra symfoniczna z San Antonio potrzebowała sportowca, by gościnnie, wziął udział w akcji charytatywnej, nałożył frak, wziął do ręki batutę i dyrygował w nowej wersji Over the Rainbow. Był też rzecznikiem programów organizowanych przez departament parków i rekreacji. Zbiera punkty również poza mainstreamem, kiedy w każde niedzielne popołudniu za darmo prowadzi dwugodzinny program reggae w miejscowej stacji radiowej KAPE.

Poza parkietem kradł serca. Na nim kradł piłki. W sezonie 1985/86 ukradł ich 301. Do dziś nikt nie zbliżył się do tego wyniku. Podobnie jak do średniej z tamtego sezonu (3,7) i z całej kariery (2,7). W tym samym sezonie zdobywał średnio 17 punktów, 6,3 zbiórki, 5,5 asysty i trafił ponad 51% swoich rzutów. 18 lutego w meczu przeciwko Phoenix zaliczył drugie w historii ligi quadruple double: 20 punktów, 11 zbiórek, 10 asyst i 10 przechwytów. Mało? Zagrał również w Meczu Gwiazd, zgarnął nagrody dla obrońcy roku i zawodnika, który uczynił największy postęp, a także znalazł się w drugiej piątce NBA.

To był dopiero drugi sezon w jego zawodowej karierze, ale nikt w lidze nie miał większych wątpliwości, że Spurs znaleźli swoją gwiazdę. Już samo nazwisko dobrze mu wróżyło. Nazywał się Alvin Robertson.

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułWeekendówka: Nowe życie
Następny artykułFlesz: 38 punktów Curry’ego w Memphis. Rewanż Spurs na Mavs. Clutch jumpery Walla. Oficjalny koniec sezonu KD

6 KOMENTARZE