Szósty Gracz zapowiada I rundę play-offów NBA 2017: (4) Washington Wizards vs. (5) Atlanta Hawks

4
fot. Curtis Compton / Newspix.pl
fot. Curtis Compton / Newspix.pl

Seria Washington Wizards i Atlanty Hawks rusza w niedzielę w znakomitym czasie oglądalności w Polsce (godz. 19). Już wczoraj o ciągle świeżej historii tej rywalizacji pisał Bartek. My dziś próbujemy przewidzieć co się stanie.

Czy Hawks faktycznie są niewygodni dla Wizards? Czy też może Wizards łatwo rozpoczną marsz po długo wyczekiwany finał Konferencji Wschodniej?

Adam Szczepański: Po roku przerwy Wizards wracają do playoffów i zmierzą się z drużyną, która zakończyła ich poprzednią wizytę na tym etapie rywalizacji. W 2015 roku w drugiej rundzie spotkali się z Hawks i wyglądało na to, że są w stanie ich pokonać, ale przez kontuzję stracili Johna Walla na trzy spotkania i ostatecznie jego powrót, a także wielkie momenty Paula Pierce’a, nie uratowały ich przed porażką w sześciu meczach. Teraz czas na rewanż, choć oczywiście to nie są ci sami Hawks i od tamtego czasu mocno zmienili swój skład.

Wiosną 2015 roku Hawks byli po swoim rekordowym sezonie na 60 zwycięstw, ale w playoffach grali dużo słabiej. Obecnie w nieco podobnej sytuacji znaleźli się Wizards. Mają za sobą najlepsze od bardzo dawna rozgrywki na 49 zwycięstw, jednak w drugiej części sezonu nie spisywali się już tak dobrze, jak jeszcze na przełomie stycznia i lutego. Przede wszystkim stawiając na atak, zapomnieli o swojej Top-10 obronie sprzed All-Star Weekend, która potem była jedną z najgorszych w lidze. Dlatego teraz kluczowe będzie dla nich odnalezienie tego wcześniejszego dobrego balansu po dwóch stronach parkietu i ważną rolę musi odegrać w tym Marcin Gortat, zwłaszcza, że w pierwszych meczach nie będzie kontuzjowanego Iana Mahinmiego. Ale Gortat także musi odnaleźć wcześniejszą formę, ponieważ w minionych tygodniach grał dużo słabiej i Mahinmi przejmował jego minuty. Ostatecznie po raz drugi w karierze Polak zakończył sezon na poziomie double-double (10.8 punktów i 10.3 zbiórek) i zanotował też rekordową skuteczność 57.9% z gry, ale już w 27 meczach po ASW miał tylko 5 double-doubles. Wizards będą go teraz bardzo potrzebować, także do walki z już coraz bardziej zapomnianym Dwightem Howardem i ten pojedynek z naszego punktu widzenia będzie jednym z najciekawszych elementów tej serii.

Czasy, gdy grali razem w Orlando, to już odległa przeszłość, ale nadal Gortat ma na swoim koncie ponad dwa razy więcej playoffowych meczów, jako zmiennik Howarda (46) niż w roli startera Wizards (21). W sumie przez ostatnie sześć lat 15 razy grali przeciwko sobie, a teraz po raz pierwszy będą mieli okazję zmierzyć się na tym etapie rywalizacji i obaj pewnie będą chcieli sobie coś udowodnić. Może być ciekawie, choć ostatecznie to nie będzie rywalizacja, która będzie miała wielki wpływ na całą serię i decydujące momenty obaj raczej będą oglądali z ławki, kiedy trenerzy będą korzystać z niższych ustawień. Wizards 4-2

Maciej Kwiatkowski: Seria Washington Wizards z Atlantą Hawks to najlepszy kandydat do meczów na 240 i 175 punktów rozegranych po sobie. Wizards mają dużą przewagę talentu w pierwszej piątce, ale Mike Budenholzer może wywrócić tę serię do góry nogami, eksperymentując w pozostałych minutach. Może pójść w wymianę ognia na przełomie kwart, za to ślamazarzyć tempo na starcie połów. Im dłużej ta seria będzie trwała, tym gorzej dla Wizards.

Absolutnie najważniejszą rzeczą dla Wizards w tej serii jest być jak San Antonio Spurs. Czyli stay in your own lane – nie próbować spektakularnych zagrań. Pojedynczy gracze Wizards nie powinni chcieć zostać gwiazdami za cenę podejmowanego ryzyka, John, Bradley, Marcin. Wizards mają okazję pokazać, czy są w stanie grać regularną i solidną obronę.

John Wall nie powinien ryzykować po przechwyty (don’t reach!), Markieff Morris nie powinien wychodzić wysoko przy kochającym pozorować zasłony Paulu Millsapie, Gortat nie powinien wsadzać rąk gdzie nie trzeba Howardowi, który wciąż jest magnesem na faule (tym bardziej, że kontuzjowany jest Ian Mahinmi). Zarówno niscy, jak i przede wszystkim wysocy gracze Wizards muszą w tej serii myśleć i to myśleć szybko!

Hawks mają praktycznie tylko jednego gracza obwodu, przy którym Wizards powinni zachowywać się, tak jak tu:

fot. NBA League Pass
fot. NBA League Pass

Czyli przechodzić powyżej zasłony. Drugi oprócz Tima Hardaway’a, to Mike Dunleavy, ale on grał będzie co najwyżej po 20 minut. W przypadku pozostałych – Dennis Schroder, Kent Bazemore, Taurean Prince, Malcolm Delaney, DeAndre Bembry, Thabo Sefolosha, a nawet Jose Calderon – Wizards powinni przechodzić poniżej każdego action z użyciem zasłony dla wyżej wymienionych. Chodzi o pick-and-roll (Schroder, ale też Bazemore), chodzi o ścięcia, takie jak wyżej, które kochają Hardaway i Bazemore. Ale też chodzi o hand-offy, których też jest dużo w grze Atlanty.

Wizards powinni też zmieniać krycie w każdym pick-and-pop z udziałem Ersana Ilyasovy, bo po zmianie krycia nie powinien zagrozić ich wysokim żaden z kozłujących (jeśli Schroderowi zostawi się dwa metry miejsca na rzut; niech rzuca). Wizards mogą przez to wszystko przegrać jeden, może nawet dwa mecze, gdy Hawks trafią kilka rzutów więcej, ale Atlancie nie wystarczy shootingu, by wygrać cztery.

W ataku Wizards chcą RUN, RUN, RUN, a w ataku pozycyjnym jeść Schrodera, który nie ma kompletnie kogo kryć w tej serii (krył Walla, ale też Beala w trzecim meczu). Chcą też, by Millsap pracował na Morrisie w obronie, tak jak działo się to w pierwszym meczu w sezonie regularnym.

Hawks to dziwny zespół. Ich obwodowi chcą biegać, a wysocy grać w ataku pozycyjnym. Ale to właśnie przede wszystkim Millsap i Howard muszą zdominować swoje pozycje i wymuszać faule na krótkiej bez Mahinmiego rotacji podkoszowych.

Hawks muszą jak najczęściej umieszczać Hardaway’a z Millsapem w akcjach pin-downs i pick/slip-and-roll/pop, a jak najmniej używać za to pick-and-rolli Schroder/Howard. Hawks chcą atakować ofensywną deskę Howardem i wracać się do obrony szybko wszystkimi innymi graczami. Chcą wprowadzać Sefoloshę, by spychał Walla na jego lewą rękę. Chcą mieć aktywne ręce w obronie i obracać straty Wizards w punkty transition. Potrzebują tych punktów i punktów drugiej szansy, by w ogóle pozostać w tej serii. Brakuje im ofensywnego talentu, a ich najlepszy gracz nie jest w 100% zdrowy. Wizards 4-2.

Piotr Sitarz: Czwarta obrona sezonu regularnego będzie musiała złożyć się na naprawdę solidny wysiłek, aby powstrzymać Johna Walla i Bradleya Beala w pick-and-rollu z Dwightem Howardem pod obręczą. Playoffy to inny poziom intensywności, a dodany latem atletyzm i przedefiniowanie systemu, to nie wszystko. Hawks nie wyglądali źle w zestawieniu z trójką Schroder – Sefolosha – Hardaway (NetRtg: +7.5), ale Wizards – nawet przechodząc w dobrze znany z zespołów prowadzonych przez Scotta Brooksa hero-ball liderów – mają wszystko, żeby na tej grupie popełniających błędy graczy (Schroder, THJ) zdobywać punkty. Otto Portera i Bojana Bogdanovica – spot-up strzelców, korzystających z miejsca zrobionego przez udzielającą pomoc na Wallu obronie, Markieffa Morrisa – cięższego i punktującego na bloku skrzydłowego, Bradley’a Beala – grającego najlepszy sezon w karierze. Do tego wszystkiego para Schroder – Howard miewa przestoje, w których jest minusowa po obu stronach parkietu, a Hawks, którzy nie wydostali się jeszcze z ofensywnej zapaści jaka dopadła ich w zasadzie w pierwszych tygodniach sezonu regularnego, potrzebują defensywnych stopów, z których będą mogli czerpać punkty po drugiej stronie parkietu i korzystać z atletyzmu poza atakiem pozycyjnym. Atakiem, z którym Wizards, chcąc walczyć o coś więcej, niż awans do drugiej rundy, nie powinni mieć problemów (mimo dopiero 20 obrony w sezonie regularnym).

Ofensywa Hawks w half-court nie generuje już tak dobrych rzutów, nie otwiera poprzez gravity konkretnych graczy pozycji pozostałym. Mike Dunleavy trafia 1 trójkę w 15 minut gry, Tim Hardaway Jr oddaje ponad 5 rzutów za trzy w każdym meczu (przeciwko Wizz grał na poziomie 50/40/90), ale ilość prób nie rzutuje na grę zespołu; wciąż woli zaatakować obręcz, co w serii z Wizards może być jeszcze trudniejsze niż w sezonie regularnym; bo jest od kogo dochodzić z pomocą (Schroder, Bazemore, który nawet w kontrach rzuca za trzy – piłka jakimś sposobem powstrzymuje go przed zaatakowaniem obręczy, Sefolosha – to 34% “strzelcy” z dystansu). Dodatkowo Paul Millsap może zostać z tej serii wyciągnięty podwojeniami w lineupach z Dwightem Howardem, a w rezerwowych ustawieniach dobrze kryty przez Otto Portera. I to wydaje mi się najważniejszy matchup dla Wizards do wygrania w obronie – najlepszego gracza rywali, kryć najdłuższym skrzydłowym (w 69 minut gry Millsapa z Porterem na parkiecie, ten pierwszy był -27).

To w zasadzie pojedynek niskich skrzydłowych na pozycji numer 4. Być może też środkowych w smallballowych ustawieniach, z których będzie korzystał Mike Budenholzer i na które odpowie Scott Brooks – to nie będzie łatwa seria dla coacha Wizards, ale suma talentów zespołu zrobi robotę. Przesunięcie Millsapa na Marcina Gortata (przy zejściu Howarda i wprowadzeniu skrzydłowego; Muscala, Ilyasova) i trzymanie go w obronie bliżej obręczy, to usprawnienie pozwalające jemu i zespołowi w większym stopniu i z lepszym skutkiem kontrolować pick-and-rolle z Johnem Wallem. Jeśli Dwight Howard nie będzie punktował na Gortacie, stanie się balastem i ruch z posadzeniem go na ławce zobaczymy już w pierwszym meczu. Wizards 4-2

Poprzedni artykułSzósty Gracz zapowiada I rundę play-offów NBA 2017: (1) Boston Celtics vs. (8) Chicago Bulls
Następny artykułWake-Up: Playoffy! Buzzer-beater Iso-Joe. Kontuzja Goberta. Raptors znowu przegrali Game 1

4 KOMENTARZE