Tyronn Lue po meczu nr 1: musimy grać z większym tempem w ataku… Czy na pewno?

8
fot. League Pass
fot. League Pass

Tak jak lider Gorącego Ekspresu Bartek Bielecki napisał wczoraj w odpowiedzi na pytanie “Co zmieniłbyś przed meczem nr 2 gdybyś był trenerem Cavaliers” -> “Nie sądzę by Cavs mieli do dyspozycji decyzję, która umożliwi im wygranie finałów”.

Nie byłoby to zaskoczenie, gdyby Warriors wygrali Finały. Wiadomo. Podejrzewam, że nawet sami Cavaliers nie wiedzą jak DUŻYM są underdogiem w tym starciu. Tak jak Michał napisał w trakcie meczu nr 1:

Chcesz czytać dalej?

Poniżej znajdziesz trzy różne opcje abonamentu. Zdecyduj się na jedną z nich, a w zamian otrzymasz pełny dostęp do wszystkich artykułów na naszej stronie. To dzięki Twojej pomocy portal jest wolny od reklam, a my możemy 24 godziny na dobę dostarczać Ci najświeższych wieści z NBA.

Subskrybcja

Uzyskaj dostęp do
pełnej treści artykułów.
Poprzedni artykułOdszedł Muhammad Ali, a wraz z nim świat macho
Następny artykułJeff Hornacek daje cynk, że może nie ograniczać się w Nowym Jorku do trójkątów

8 KOMENTARZE

  1. Jednym z powodów dla których nie dawałem szans Cavs w starciu z GSW jest właśnie ich gra w obronie, zwłaszcza Love i Irvinga. Ciężko ich z kolei wyjąć z meczu, bo to w końcu gwiazdy drużyny. Nawet tylko posadzenie na ławce Love i zredukowanie jego minut do ok 25 nie byłoby takie łatwe. W ataku będzie go brakowało, a następców, którzy wiele lepiej bronią nie ma. W zasadzie jedynym pomysłem na zmianę jest granie Mozgovem. Czyli graczem, którego nie wykorzystywało się przez ostatnie miesiące. Granie szybciej przeciwko GSW nie może przynieść rezultatów, bo po pierwsze trudno grać szybciej niż Wojownicy, po drugie Cavs nie mają do tego ludzi. Może w ataku daliby jeszcze radę, ale już nie starczyłoby im sił na obronę.
    Tak czy inaczej Cavaliers nie mają pomysłu, sił i ludzi na pokonanie grających na normalnym poziomie GSW. Cavs nie odrobili lekcji z zeszłorocznych finałów, nie wyciągnęli wniosków jak grać przeciwko GSW. Może i w tym szaleństwie jest metoda, w końcu stoją za nią sztaby nba, ale mi to bardziej przypomina szanse na wygranie na loterii niż poważną analizę.

    0
    • Tu nawet nie chodzi o Kevina Love. Ja na taki skład wychodzę lineupem śmierci i kręcę tempo. Bo o ile mogę sobie wyobrazić Barnesa kryjącego TT i Greena kryjącego Mozgova to odwrotnie już zupełnie nie.
      Klucz na pewno nie leży w podwyższaniu składu, po pierwszym meczu wiemy, że zwalanie tempa to też droga donikąd.
      Może jednak Lue powinien spróbować pograć szybciej niskim składem. Wtedy bitwa kto rzuci więcej punktów. A jeśli forma Currego i Thompsona to nie jednomeczowy przypadek to warto spróbować.

      0