Flesz: Koniec sezonu w Konferencji LeBrona Jamesa

37
fot. NBA League Pass

LeBron James pragnąłby serdecznie podziękować wszystkim za udział w kolejnym sezonie Konferencji Wschodniej.

W ciągu 10 ostatnich lat, James awansował do Finałów NBA 7-krotnie, a w trzech pozostałych latach dwukrotnie zostawał MVP i doprowadzał swój team do najlepszego bilansu w sezonie regularnym.

Tylko jeden raz w sezonie 2007/08 Boston Celtics mieli fuksa – wygrali sezon regularny i serię z Jamesem dopiero w crunchtime meczu nr 7. Będący już wtedy poza swoim primem Paul Pierce kilka tygodni po wygraniu tamtej serii poczuł się, że jest najlepszym koszykarzem na świecie. Taki to był moment w historii tej konferencji. Takie to były uniesienia.

Takie to były czasy. Teraz? Atlanta 4-0, Toronto…

Cleveland Cavaliers zamknęli sezon w Konferencji LeBrona Jamesa dwoma dominującymi zwycięstwami nad drugą najlepszą drużyną tejże konferencji. Zrobili to tak jakby nie ona była żadnym wyzwaniem.

James zmęczył się w play-offach Wschodu dopiero wtedy, gdy postanowił, że to już koniec i 21 ze swoich play-off high 33 punktów rzucił w pierwszej połowie kontrolowanego blowoutu 113:87 na Toronto Raptors (4-2), w Toronto.

Drugi mecz z rzędu Tyronn Lue postanowił sprawdzić czy role-players Raptors są w stanie zdobywać punkty, gdy pułapkami zabierze piłkę z rąk Kyle’a Lowry’ego i DeMara DeRozana. I jako, że była to dla Toronto elimination-game, Lowry i DDR postanowili jej nie oddawać i wyjść w płomieniach, przez co Raptors zaliczyli playoff-low 10 asyst. Pozostali gracze trafili tylko 13 z 39 rzutów i drugi mecz z rzędu żaden z nich nie był w double-figures.

Niby wszystko dla Cavs ładnie, pięknie i łatwo, ale kluczem do wygrania samego meczu nr 6 okazała się tytaniczna praca Cleveland na defensywnej desce i a’la Thunder zamienianie tych zbiórek na transition. Tak agresywny schemat obrony zwykle otwiera szereg szans dla rywali na zbiórki w ataku, ale Tristan Thompson zastawił Bismacka Biyombo drugi mecz z rzędu do ZERO ZBIÓREK W ATAKU (!), a James i Kevin Love złożyli się na 21 zbiórek w obronie i z tego sunęły a’la Thunder akcje w transition.

Cavaliers rozbili Raptors 17-5 w kontratakach, część z tych punktów stanowiły rzuty za trzy – 17/31 w meczu. W żadnym momencie meczu nr 6 Cleveland nie miało problemów w zdobywaniu punktów. Raptors nic nie mogli zrobić od momentu, gdy po pierwszych dwóch wizytach w Toronto przestali grać na autopilocie. Nic.

 

Cavaliers prowadzili 55-41 do przerwy, kończąc pierwszą połowę długim, dynamicznym runem 16-8, głównie w transition, który pozostawił Jamesa w zmęczeniu podpierającego kolana. Lue zmienił rotacje w meczu nr 6 i trzymał go na parkiecie przez całą pierwszą kwartą i w zasadzie dał fory Raptors trzymając lineup z Karlem LeBronem tylko przez dwie pierwsze minuty drugiej kwarty. Na koniec to mniej więcej tak wyglądało – po dwóch pierwszych rundach, w trzeciej Cavs dali trochę fory Toronto, tak jakby dbali o rozwój koszykówki w Kanadzie i wiem, że kibice Raptors nie chcą tego czytać, ale, no, tak było.

Prywatny run Lowry’ego w trzeciej kwarcie, który jako screener w pickach z DeRozanem, w końcu znalazł cokolwiek w ataku dla Raptors, zmniejszył straty z 80-59 do 86-74 po trzech kwartach. Ale potem zaraz na Cavaliers znów spływał grad trójek, a Kyrie Irving po dzieleniu się piłką przez trzy pierwsze kwarty, przeszedł w fazę kończenia, fazę dribble-dribble-and-scoring.

Ten mecz w pewnym momencie stał się definicją frazy “toying with opponents”. I choć Wschód w tym sezonie zaliczył progres – więcej było dobrych teamów i nawet Raptors stali się lepsi – to palców jednej ręki spokojnie wystarczy, żeby policzyć rywali Jamesa, którzy w sześciu ostatnich latach istnienia Wschodu byli bardzo dobrzy i – rzadziej – ocierali się o poziom elity: Bulls 2011, Celtics 2012, Pacers 2013, Pacers 2014.

Nie było żadnego takiego teamu w tym i w zeszłym roku. I pisaliśmy o tym rok temu, że Cavaliers najpewniej wystarczyłoby zajęcie 8 miejsca przed playoffami konferencji, żeby znów zrobić Finał. A że zajęli 1 miejsce, smuteczek dla Wschodu.

Teamy na Wschodzie, które myślą, że w ciągu 2-3 lat mają szansę stworzyć sobie okno na awans do Finałów, niech przesuną je najepiej o kilka lat. Teraz, gdy wszystko wskazuje na to, że Kevin Durant pozostanie w Oklahomie, niech Wizards się nie spieszą, niech Boston nie przyspiesza swojego procesu, niech Miami lepiej nie szaleje i w każdym teamie konferencji powinien zostać stworzony plan jak wygrać tytuł w 2020 roku, nie w 2018. Może niech to będzie też podpowiedź dla Raptors jak mają rozwiązać swój offseason, nie będąc w stanie zostawić w składzie jednego z dwójki DeMar DeRozan/Bismack Biyombo (chyba, że przehandlują DeMarre’a Carrolla).

Ten akapit wyżej, to coś co trzeba mieć z tyłu głowy, gdy analizować będziemy offseason na Wschodzie. Nie ma się co szarpać na próby zagrożenia Cleveland w przyszłym i jeszcze w kolejnym sezonie. Nie ma na Wschodzie zresztą takiego gracza, któremu brakuje tylko jednego gracza tej samej klasy, aby zrobić run po tytuł. A jeśli jest (Paul George?), to Indiana Pacers ma niewielkie szanse drugiego takiego pozyskać.

3/6 za trzy Jamesa, 33 punkty, 11 zbiórek, 6 asyst i 3 bloki – kiedy siedzi mu rzut, kończy się sezon w Konferencji Wschodniej. 30 punktów, 9 asyst i 3 steale bawiącego się dobrze Irvinga. 4/8 za trzy, 20 punktów i 12 zbiórek Love’a, 5/8 za trzy i 15 punktów JR’a Smitha. Dla Raptors 6/12 za trzy i 35 punktów Lowry’ego i efektywne 20 punktów DeRozana – obaj spokojnie mogli położyć mecz przy -21 punktach straty w 32. minucie, ale grali do końca. Za to brawa.

Brawa dla wszystkich, gratulacje dla Steve’a Clifforda, Erika Spoelstry, Isaiah Thomasa, świetny powrót Paul, DeRozan co za sezon, SVG handlarzu jeden powodzenia.

Kurtyna.

Dziękuję za przeczytanie. Drinki dla wszystkich.

Poprzedni artykułDniówka: Koniec serii w Toronto? Grizzlies i Rockets zatrudnili trenerów. All-NBA Teams
Następny artykułDniówka: Warriors ponownie walczą o życie, tym razem w Oklahomie

37 KOMENTARZE

  1. Nic dziwnego, że Lebron po raz szósty gra w Finałach skoro na Wschodzie nie ma od czasu Celtics z Piercem i Garnettem drużyny, która miałaby przynajmniej dwóch gości regularnie grających na poziomie All Star.
    Na Zachodzie natomiast takich teamów nie brakuje bo są i Warriors z Thompsonem i Currym, są Thunder z Durantem i Westbrookiem, są Clippers z Paulem i Griffinem czy teraz Spurs z Aldridgem i Leonardem (wcześniej Parker i Duncan).Te teamy muszą rok po roku mierzyć się ze sobą w playoffs kiedy James bawi się z Hawks, Raptors czy Bulls drużynami które mają problemy co roku żeby przebrnąć przez pierwszą rundę.Póki nie będzie talentu na Wschodzie, skupionego w jednym bądź dwóch teamach to taki obraz będziemy oglądać przez najbliższe 3-4 lata podczas gdy na Zachodzie obserwujemy wojnę na wyniszczenie.

    0
  2. Przecież to nie wina Pedro, że gra na słabym wschodzie. Inne gwiazdy najwyraźniej wolą słoneczko i alibi, kiedy nie awansują do Playoffów albo finału Zachodu. Bo grają przecież na silnym zachodzie etc.

    A może zwyczajnie wiedzą, że nie ma teamu na wschodzie, ktory nawet gdyby zasilili to i tak z Pedro będzie w dupę.

    0